Dzień: 2022-04-11

Bayer Gdańsk – ACTIVNI Gdańsk

Od pewnego czasu zastanawiamy się jak żyć. Z utęsknieniem wspominamy starą, poczciwą drużynę Activnych Gdańsk. Z nostalgią wspominamy czasy, kiedy na widok gry ACTIVNYCH, dość poważnie rozważaliśmy włożenie miksera w oczodoły. Pod uwagę brane były również inne – bardziej drastyczne rozwiązania. Wszystko to wynikało z faktu, że na ACTIVNYCH najczęściej nie dało się patrzeć. Przecież gdyby w poprzednich sezonach żył Adam Mickiewicz, to z pewnością o ACTIVNYCH napisałby piąty tom DZIADÓW. No i co mamy teraz? Z ACTIVNYCH nie można nawet podworować o tradycyjnym grillowanku ekipy nie wspominając. ‘Banda Kurkowskiego’ wygrywa wszystko jak leci. Wydawało się, że w poniedziałkowy wieczór daliśmy im wreszcie rywala, który będzie w stanie urwać im choć punkt i co? No i jajco. A w zasadzie trzy do jajca. Sety do 13, 16 oraz ponownie 13 dość wyraźnie pokazują, która z drużyn wiodła w spotkaniu prym. Bayer Gdańsk? Nie wiemy czy mamy tu fanów kinematografii, ale skojarzył nam się genialny film Janusza Zaorskiego – Piłkarski Poker. W filmie tym była scena, w której jeden z działaczy wybierał dla sędziego ‘Kibicki’ spośród kilkunastu Pań. Jedna z pominiętych dam do towarzystwa zapytała ‘A ja?’ Działacz odpowiedział – ‘A Pani nie i jeszcze długo, długo nie’. Pewnie zastanawiacie się skąd w chorych głowach Redakcji ta analogia. Otóż w kilku sytuacjach czy to w trakcie, czy przed sezonem, Bayer Gdańsk buńczucznie zapowiadał drugą ligę. Po kilku pierwszych kolejkach widać, że ‘Aptekarze’ jeszcze ‘długo, długo nie’. Z drugiej strony nie jest tak, że to są zwykłe leszczyki. Niestety dla nich, w wodnym ekosystemie mamy dużo większych i drapieżniejszych skurczybyków.

MPS Volley – Tufi Team

Tak jak pisaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej – poniedziałkowa konfrontacja była szalenie istotna dla obu drużyn. Wszystko za sprawą tego, że wygrana drużyna diametralnie odmieniłaby swoją sytuację, która do momentu pierwszego gwizdka sędziego nie była zbyt kolorowa. Obecnie wiemy już, że drużyną, która ma obecnie sporo powodów do optymizmu jest MPS Volley. Gracze w granatowych strojach, dzięki wygranej za komplet punktów przesunęli się w tabeli na…trzecie miejsce. Trzeba przyznać, że w poniedziałkowy wieczór wygrała lepsza drużyna. Dodatkowo należy zauważyć, że MPS nie miał łatwego zadania, bo przy odrobinie szczęścia, wynik zawodów mógł być zdecydowanie inny. Początek spotkania lepiej rozpoczęli Miłośnicy Piłki Siatkowej. Po dwóch atakach z rzędu Macieja Wysockiego, MPS prowadził 10-6. Wypracowana zaliczka, choć z czasem skurczona do jednego punktu (15-14) wystarczyła by to MPS cieszył się z wygranej w pierwszym secie. Druga odsłona była prawdziwą gratką dla kibiców amatorskiej siatkówki. Od początku seta trwała zażarta walka punkt za punkt. W drugiej części seta raz wydawało się, że wygra MPS (13-11), raz że Tufi Team (19-17). Mimo, że w końcówce to Tufi miało komfortową sytuację to MPS zdołał jednak ‘wyciągnąć’ tę partię. Bardzo duży udział w wygranej seta dla swojej drużyny miał Mateusz Kuliński, który zadał przeciwnikom dwa ostatnie ciosy. Ostatni rozdział rywalizacji był tym, w którym od początku inicjatywę mieli gracze Jakuba Nowaka. W końcówce, tuż po zmianie dwa punkty z zagrywki zdobył Karol Masiul, który wyprowadził MPS na prowadzenie 17-13. Czteropunktowa przewaga pod koniec meczu okazała się na tyle bezpieczna, że po chwili MPS mógł cieszyć się z pierwszego kompletu punktów w sezonie Wiosna’22.

Zmieszani – Dziki Wejherowo

Po spotkaniu Zmieszanych z Dzikami Wejherowo dochodzimy do wniosku, że drużyna Filipa Stabulewskiego jest dla drużyny Edyty Woźny prawdziwą zmorą. Kiedy obie drużyny się spotykają to Zmieszani za każdym razem są zaledwie tłem dla swoich przeciwników. Owszem, w poniedziałek typowaliśmy, że Dziki wygrają spotkanie 3-0, ale bez jaj. Takiego przebiegu meczu się nie spodziewaliśmy. Zanim w ogóle rozpoczął się mecz doszło do sytuacji, którą można określić mianem dziwnej. Obie drużyny na rozgrzewce przedmeczowej borykały się z problemami kadrowymi. Ostatecznie gdy mecz się rozpoczął, to Dziki sobie z nimi poradziły. Gorzej było ze Zmieszanymi, których część, na salę dotarła w trakcie pierwszego seta. Ten przebiegał pod dyktando Dzików. Po ataku Marcina Bryłkowskiego, Dziki prowadziły 10-7 a następnie po trzech punktach Krzysztofa Kopernika w krótkim odstępie czasu już 17-10. W tym momencie stało się jasne, że emocji w tej partii już nie zobaczymy. Nie ukrywamy, że na te liczyliśmy w drugim secie. Jak się błyskawicznie okazało, były to marzenia ściętej głowy. Druga partia zaczęła się bowiem od prowadzenia Dzików 6-0. Po dwóch asach serwisowych Bartosza Pastuszaka, Dziki prowadziły już 15-5 i obie drużyny mogły już myśleć o trzecim secie. W przeciwieństwie do meczu z Team Looz, tym razem Dziki nie popełniły tego błędu, i nie odpuścili swoim rywalom. Ich rywale stawili co prawda większy opór niż miało to miejsce w pierwszych dwóch setach, ale o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej, w przypadku Zmieszanych nie mogło być mowy.

 

Letni Gdańsk – BES BOYS BLUM

Patrząc na obie drużyny na przedmeczowej rozgrzewce oraz początku meczu nie dało się nie odnieść wrażenia problemów kadrowych. Już na początku spotkania kontuzji nabawił się Rafał Grzenkowicz (Letni Gdańsk) oraz Krzysztof Górzny (BES Boys BLUM). O ile w przypadku tego pierwszego obyło się bez większych konsekwencji, tak po kontuzji Krzysztofa Górznego, BES Boys BLUM musiał radzić sobie w pięciu graczy. Co ciekawe w pierwszym, a w szczególności w drugim secie wyglądało to naprawdę dobrze. Początek spotkania to prowadzenie ‘Letników’ 10-6. Z czasem przewaga, brązowych medalistów sezonu Wiosna’21 zaczęła jednak topnieć (11-10). Mimo to, Letni Gdańsk nadal był o włos przed swoimi przeciwnikami i wygrał pierwszą partię do 19. To co nie udało się ‘Chłopcom’ w pierwszym secie, udało się w drugim. Gracze Ryszarda Nowaka, mimo niekorzystnego wyniku (8-10), potrafili wyjść z opresji, by po chwili objąć prowadzenie (13-11). Po wyrównanej końcówce (16-16), na zagrywce świetną pracę wykonał rozgrywający BES Boys BLUM i gracze w szarych trykotach mogli cieszyć się z wyrównania. Ostatni set należał wyłącznie do ‘Letników’. Gracze w granatowych koszulkach po dwóch atakach powracającego do składu Piotra Kamińskiego, objęli prowadzenie 10-5. Z czasem drużyna nie spoczęła na laurach, tylko kontynuowała świetną partię, finalnie kończąc ją do 10.

Chilli Amigos – Port Gdańsk

Poniedziałkowe mecze Chilli Amigos vs Swooshers oraz Port Gdańsk vs Niepokonani PKO Bank Polski rozpoczynały się o tej samej porze. Mimo to, ‘Amigos’ po ‘odfajkowaniu’ spotkania, skończyło na tyle szybko, że czekając na mecz z Portem mogli na spokojnie zajechać do IKEI ze swoimi Partnerkami, pojechać na chatę i złożyć meble, wyjść z psem na spacer a następnie pojechać na Ergo a i tak mieliby kilka minut na przedmeczową rozgrzewkę. Pisząc całkiem serio to z IKEĄ przesadziliśmy, ale czasu było mnóstwo. Ten był wykorzystany do oglądania meczu ‘Portowców’ oraz znajdywania słabszych punktów drużyny ‘z doków’. Czy sztuka ta się udała? Ciężko powiedzieć. W połowie pierwszego seta, po dwóch atakach Denisa Gostomczyka, Port objął prowadzenie 10-7. Po chwili Chilli zdołało jednak wyrównać 11-11 i od tego momentu, do końca seta mieliśmy wyrównaną grę. W końcówce więcej zimnej krwi zachowały ‘Papryczki’. Drugi set należał do ‘Portowców’. Po bardzo dobrej połowie seta, gracze w granatowych strojach objęli prowadzenie 13-8. Tak pokaźna zaliczka wystarczyła drużynie Arkadiusza Sojko na doprowadzenie do wyrównania w setach. Ostatni set rozpoczął się od walki punkt za punkt (5-5). Z czasem coraz większe tempo narzucili gracze w czerwonych koszulkach i to oni objęli prowadzenie 13-9. Czteropunktowa strata sprawiła, że z ‘Portowców’ wyraźnie uszło powietrze i to Chilli Amigos mogło cieszyć się z wygranej meczu.

Chilli Amigos – Swooshers

Spotkanie było anonsowane jako kolejne starcie ‘Dawida z Goliatem’. Po cichu liczyliśmy na to, że drużyna Swooshers będzie w stanie zagrać równie dobre sety co w meczu z Tiger Team czy Niepokonanymi PKO Bank Polski. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że ich rywal jest nienasycony. Drużyna Chilli Amigos walczy w obecnym sezonie o podium rozgrywek. Przypominamy, że system rozgrywek w SL3 jest taki, że przy równej liczbie punktów o kolejności w tabeli decydują małe punkty. Skoro jest jak jest, ‘Amigos’ zależało na jak najlepszym dorobku małych punktów. Dodatkowo wydaje nam się, że Chilli Amigos podeszło do swojego rywala z należytym szacunkiem i zagrało na 100% możliwości. Gdyby zamiast gry, zawodnicy w czerwonych koszulkach robili sobie ‘podśmichujki’ to naszym zdaniem byłby to brak szacunku dla rywali. Początek meczu nie wskazywał na to, że dojdzie do takiego pogromu. Już na początku seta, najskuteczniejszy gracz Swooshersów ‘złapał’ na pojedynczym bloku atakującego Chilli Amigos. Po tej akcji wydawało się, że Swooshers jednak kilka punktów w secie zdobędzie. Ostatecznie, w pierwszej partii zdobyli ich cztery. W ostatnim tygodniu pisaliśmy o tym, że Swooshers wyrównało najdotkliwszą porażkę w historii SL3. Cóż, w poniedziałek stali się samodzielnym liderem, bowiem wynik seta 21-1 jest najwyższym wynikiem w historii rozgrywek. W trzeciej partii Swooshersi zdobyli z kolei 3 oczka i z całą pewnością, była to najbardziej dotkliwa porażka ‘biało-czarnych’ w historii występów w SL3. Oby teraz było z górki.

Craftvena – DNV

Po świetnej formie, jaką w poprzednim tygodniu rozgrywek zaprezentowała drużyna Craftveny, sądziliśmy, że w poniedziałkowy wieczór ‘Rzemieślnicy’ uporają się ze swoim rywalem i zdobędą przy tym komplet punktów. Jednocześnie w zapowiedzi wskazywaliśmy na to, że DNV przestał być ‘chłopcem do bicia’ i aby z nimi wygrać, trzeba się obecnie napocić. Początek konfrontacji zdawał się jednak, pokazywać co innego. Craftvena od pierwszego gwizdka narzuciła rywalom swoją grę, której gracze z Gdyni nie byli w stanie sprostać. Inaczej. Byli, ale tylko do czasu. Kiedy Craftvena po zagrywce Daniela Kanieckiego prowadziła 5-1 dość niespodziewanie ‘ogarnęła się’ ekipa DNV, która po chwili objęła prowadzenie 8-7. Radość drużyny z ulicy Łużyckiej nie trwała jednak zbyt długo. Po chwili ‘taśmowo’ punkty zaczęła zdobywać drużyna Craftveny, która ostatecznie wygrała seta do 12. Druga odsłona również należała do ‘Rzemieślników’. Scenariusz był bardzo podobny do pierwszego seta. Wyrównana gra do stanu 8-8 i ‘odjazd’ graczy w czarnych koszulkach. Różnica polegała na tym, że w drugiej partii DNV postawiło wyżej poprzeczkę, przez co wynik nie był dla Craftveny tak okazały jak w pierwszej odsłonie. Ostatni set, jakże by inaczej – rozpoczął się od wyniku 8-8. Tym razem to DNV objęło jednak prowadzenie. Trzeba przyznać, że graczom w białych koszulkach poza samymi umiejętnościami, pomogli również gracze Bartka Zakrzewskiego, którzy popełnili w tym fragmencie sporo błędów własnych i mecz zakończył się podziałem punktów.

Niepokonani PKO Bank Polski – Port Gdańsk

Na fanpage’u drużyny Port Gdańsk, kilka godzin przed meczem pojawiła się zagadkowa i lakoniczna informacja o tym, że drużyna ‘Portowców’ szykuje na poniedziałkowe mecze niespodziankę. Jak się okazało na przedmeczowej rozgrzewce, w składzie ‘Granatowych’ zabrakło jednego z liderów drużyny – Piotra Baja. Zamiast nieobecnego zawodnika, który jest trzecim najskuteczniejszym graczem w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta, ‘Portowcy’ do gry desygnowali Denisa Gostomczyka, którego gracze w SL3 mogą kojarzyć…ze słupka sędziowskiego. Początek meczu rozpoczął się od bardzo wyrównanej walki obu drużyn. Na półmetku pierwszego seta mieliśmy remis 10-10. W dalszej części seta wydawało się, że to ‘Bankowcy’ są bliżsi zwycięstwa (16-12). W końcówce, gracze w biało-czarnych barwach zaczęli popełniać jednak sporo błędów co biorąc pod uwagę dobrą dyspozycję ‘Granatowych’ sprawiło, że z pierwszego seta cieszyła się ekipa Arkadiusza Sojko. Druga partia nie była już tak emocjonująca jak pierwszy set. Już na początku tej odsłony, po ataku środkowego Artura Lassa, Port objął prowadzenie 5-1. Kilkupunktowa przewaga sprawiła, że ‘Portowcy’ bez większych problemów wygrali tę partię do 17. Ostatni set dla odmiany, rozpoczął się w wymarzony dla Niepokonanych sposób. Po dwóch asach serwisowych z rzędu Marcina Palucha, ‘Bankowcy’ objęli prowadzenie 9-4. Pięciopunktowa przewaga, podobnie jak w pierwszym secie nie okazała się dla Niepokonanych wystarczająca. Podobnie jak miało to miejsce w pierwszym secie, w końcówce bardzo dobrze w ataku oraz na zagrywce sprawował się Denis Gostomczyk. Bez wątpienia gracz ten walnie przyczynił się do wygranej swojej drużyny i zasłużenie zgarnął tytuł MVP.