Spotkanie drugiej i trzeciej siły obecnego sezonu miało ogromne znaczenie dla układu tabeli czy idąc dalej – podziału poszczególnych kolorów medali. Do meczu obie drużyny przystępowały w nieco innych nastrojach. W przypadku Szach-Matu możemy mówić o pełnej sielance. Kapitalne wyniki w ostatnim czasie sprawiły, że ‘Szachiści’ wskoczyli na drugie miejsce i wciąż mają matematyczne szansę na mistrzostwo. Po drugiej stronie siatki – Speednet, który przystępował do spotkania po dwóch porażkach odniesionych kolejno z Eko-Hurtem oraz EviRentem. Mimo tego, nos podpowiadał nam, że poniedziałkowy wieczór będzie dobrym momentem na przełamanie dla ‘Programistów’. Początek spotkania rozpoczął się od wyrównanej walki ‘łeb w łeb’, po której mieliśmy remis 10-10. Druga część pierwszego seta należała do ‘Szachistów’. Po dwóch atakach z rzędu Rafała Redzimskiego Szach-Mat objął prowadzenie 19-15, którego nie wypuścił już do końca. Jeszcze lepiej drużyna Dawida Kołodzieja zaprezentowała się w drugim secie. Już na samym początku gracze w czarnych trykotach przejęli inicjatywę, której skutkiem było prowadzenie 10-5. Od tego momentu, do samego końca wicelider utrzymywał przewagę i finalnie wygrał tę partię do 14. Gdyby ostatniego seta ponownie wygrali gracze Szach-Mat to na 100% zakończyliby sezon na co najmniej drugim miejscu. Kto wie, być może to właśnie zmobilizowało graczy Speednetu do zdecydowanie lepszej gry. ‘Różowi’, po wyrównanym początku zdołali wyjść na czteropunktowe prowadzenie (14-10) i finalnie wygrać seta do 17, co może się okazać niezwykle istotne dla końcowego układu tabeli.
Dzień: 2021-11-15
ZCP Volley Gdańsk – Hydra TSS Gdańsk
Przez pewien moment sezonu wydawało się, że bezpośrednia konfrontacja pomiędzy ZCP Volley Gdańsk a Hydrą TSS Gdańsk być może będzie decydowała o tym, która z ekip awansuje do elity. Ze swojego zadania wywiązała się tylko drużyna ZCP Volley, która wygrała wszystkie jedenaście spotkań w obecnym sezonie i wciąż miała realną szansę na mistrzostwo. Aby przedłużyć swoje nadzieje na złote medale, gracze Przemysława Wawera musieli w poniedziałkowy wieczór sięgnąć po komplet oczek. Pierwsza część inauguracyjnego seta była wyrównana. Po tym, jak na tablicy wyników pojawiło się 9-9, cztery błędy własne oraz jeden punkty przyjmującego Macieja Lange sprawiły, że ZCP objął prowadzenie 14-9. Wydawało się, że tak duża zaliczka sprawi, że nie będą oni mieli większego problemu z ograniem rywala. Niestety dla nich, moment ten zbiegł się z fragmentem, w którym ZCP miało problemy z przyjęciem oraz wykończeniem, a to z kolei sprawiło, że mieliśmy wyrównaną końcówkę, i dopiero w niej Volley zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. O drugim secie napiszemy z kronikarskiego obowiązku – wynik 21-12 wyraźnie pokazuje, kto w tej partii dominował. Ostatni set był nieco podobny do pierwszego. Tu ZCP również osiągnęło sporą przewagę, która w końcówce stopniała. Finalnie jednak ZCP w pełni zasłużenie wygrał całe spotkanie 3-0.
Chilli Amigos – Zmieszani
Przed spotkaniem Zmieszani znali wagę tego meczu. Wygrana w stosunku 3-0 zapewniała im mistrzostwo trzeciej ligi w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Spotkanie to miało również ogromną wagę dla drużyny Team Looz, która jak nigdy ściskała kciuki za Chilli Amigos. Wystarczyłoby, żeby ‘Amigos’ wygrali choć jednego seta i to właśnie Team Looz stałoby się mistrzem. Do spotkania ‘Papryczki’ przystępowały wiedząc, że zajmą trzecią lokatę. Dodatkowo, przystępowali oni do spotkania po ubiegłotygodniowej porażce z Team Looz, kiedy to nie zaprezentowali się zbyt korzystnie. Przed poniedziałkowym meczem zastanawialiśmy się, z jakim nastawieniem do spotkania przystąpią gracze Chilli. Czy zadowoli ich obecna liczba punktów, czy jednak postarają się podejść do spotkania w sposób sportowy i powalczyć? Na szczęście, mówiąc kolokwialnie Chilli nie rozstawiło nóg przed swoim rywalem i byliśmy świadkami bardzo ciekawego starcia. Zdecydowanie najciekawiej było w drugim secie, w którym było niezwykle blisko do tego, aby Chilli Amigos popsuli święto Zmieszanym. W końcówce tego seta, po ataku Macieja Wąsickiego, ‘Papryczki’ prowadziły już 17-14. Po chwili popełnili oni jednak kilka błędów własnych, po których na tablicy wyników było 18-18. Końcówka seta, w której byliśmy świadkami pasjonującej gry na przewagi, należała do Zmieszanych. Zwycięstwo w drugim secie dało im takiego powera, że trzeci set okazał się tylko formalnością. Po zwycięstwie w trzeciej partii przyszedł czas na świętowanie mistrzostwa. Gratulujemy!
Epo-Project – AVOCADO friends
To nie miało tak wyglądać. To, co wydarzyło się w poniedziałkowy wieczór było istnym koszmarem dla Epo-Project. Z drugiej strony nie można całego niepowodzenia zrzucić na jedno spotkanie. Słaba forma do graczy z Żukowa przyszła już jakiś czas temu. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że Epo-Project spadnie z ligi. Kiedy po przedostatnim meczu Epo-Projekt napisaliśmy o kondukcie żałobnym, drużyna w następnym meczu pewnie wygrała z Krakenem, a dzięki porażce Sprężystokopytnych z AVOCADO wydawało się, że mamy do czynienia ze zmartwychwstaniem. Nic z tego. Była to raczej nagła, niespodziewana i niewytłumaczalna poprawa żywotności tuż przed śmiercią. Prawdziwy cios drużyna z Żukowa otrzymała już w pierwszym secie, w którym długo wydawało się, że to właśnie oni wygrają. Niestety dla nich okazało się inaczej. To nie pozbawiało jeszcze szans Epo-Project. Wygrana w stosunku 2-1, przy jednoczesnej wygranej Sprężystokopytnych 3-0 oznaczała, że o bezpośrednim spadku decydowałyby… małe punkty! Jako, że Epo wyraźnie wygrało drugiego seta wydawało się, że scenariusz ten jest jak najbardziej możliwy. Co więcej, mniej więcej w połowie trzeciego seta okazało się, że ostatniego seta, na równoległym boisku przegrali Sprężystokopytni, co oznaczało, że wygrana ostatniej partii da im ósme miejsce. Niestety dla Epo to się nie udało. Drużyna Miłosza Szymczaka przegrała ostatnią partię do 16, a całe spotkanie 1-2 i spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej. Trzeba przyznać, że do pewnego momentu taki scenariusz wydawał się abstrakcyjny. Jak widać nie ma rzeczy niemożliwych.
Prometheus – Volley Kiełpino
Do spotkania z Prometheusem gracze Volley Kiełpino przystępowali w momencie, w którym ‘przyklepany’ był już ich spadek. Jako, że i Prometheus miał dość klarowną sytuację to spotkanie od samego początku przebiegało w luźnej i niemal rodzinnej atmosferze. Wpływ na taki stan rzeczy miało również to, że kapitan drużyny Prometheus w rozgrywkach Żukowskiej ligi występuje w drużynie z Kiełpina. Poniedziałkowe spotkanie rozpoczęło się od prowadzenia graczy z Kiełpina (6-2). Po chwili Prometheus zdołał jednak doprowadzić do wyrównania (8-8,) a po chwili objął nawet prowadzenie 13-9. Jako, że sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie to w drugiej połowie seta bliżej wygranej byli gracze z Kiełpina, którzy po czterech punktach z rzędu Andrzeja Pipki prowadzili 15-13. Finalnie, w końcowej fazie seta, po grze na przewagi, szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylili jednak gracze Mykoli Pocheniuka. Drugi set rozpoczął się lepiej dla graczy z Ukrainy, którzy po ataku Vladyslava Bondara prowadzili 9-5. Podobnie, jak to miało miejsce w pierwszym secie, graczom zza Buga zdarzył się jednak dłuższy przestój, który sprawił, że Volley Kiełpino zdołało wyrównać (11-11). Partię tę jednak, podobnie jak pierwszą, wygrali gracze w niebieskich koszulkach, choć trzeba przyznać, że i tym razem nie poszło im zbyt gładko. Sił graczom z Kiełpina na stawianie oporu wystarczyło na dwa sety. W trzeciej partii Prometheus nie dał większych szans swoim rywalom i wygrał seta do 8, a cały mecz 3-0, dzięki czemu zakończyli sezon na szóstym miejscu. To może się jeszcze zmienić, bowiem w najbliższą środę swój mecz rozegra Oliwa Team.
Eko-Hurt – Trójmiejska Strefa Szkód
Patrząc czysto teoretycznie, obie drużyny miały realną szansę na to, by powalczyć jeszcze o podium rozgrywek. Owszem, to nadal jest możliwe, ale byłoby bliżej, gdyby jednej z ekip udało się wygrać za komplet punktów. Pisaliśmy o tym w zapowiedziach, że podział punktów w meczu nie zadowoli żadnej ze stron. Czy mogło być zatem inaczej? Początek meczu rozpoczął się od niemałego zaskoczenia. Po raz pierwszy w historii występów w SL3 – na ‘sypie’ zobaczyliśmy libero drużyny TSS – Łukasza Paszkowskiego. Od pierwszego gwizdka sędziego, żadna ze stron nie zdołała wypracować sobie większej przewagi. Jako pierwsi na trzypunktową zaliczkę (13-10) wyszli gracze Eko-Hurt. Ta, jak się później okazało była wystarczająca do tego, by wygrać seta do 17. Kto wie, jak potoczyłyby się losy pierwszej odsłony, gdyby nie tak duża liczba błędów z zagrywki Trójmiejskiej Strefy Szkód. W drugim secie, dla odmiany to TSS objął prowadzenie (10-5). To, co się rzucało w oczy w tym fragmencie to spora liczba błędów ‘Hurtowników’. Z czasem podopieczni Konrada Gawrewicza doprowadzili nawet do wyrównania 14-14, ale końcówka należała do TSS-u. To wyraźnie rozjuszyło Eko-Hurt, który w trzecim secie nie dał szans rywalom i wygrał partię do 12, dzięki czemu wygrał drugie bezpośrednie spotkanie z rywalami w sezonie Jesień’21.