Dzień: 2021-09-17

Speednet – BES-BLUM Kraken Team

Przed piątkowym spotkaniem ze Speednetem, drużyna BES-BLUM Kraken Team miała ogromne nadzieje na to, że w końcu odwrócą kartę i zaczną punktować. Jak słusznie zauważono na profilu drużyny Kraken, mecze ze Speednetem zawsze były bardzo ciekawe. Dodatkowo, kończąc rywalizację w sezonie Jesień’20, nie zawahamy się tego napisać – Kraken był lepszą drużyną niż Speednet. Dodatkowo fakt, że ‘Programiści’ na początku obecnego sezonu nie imponowali szczególnie formą, a w piątkowy wieczór zmagali się z problemami kadrowymi pozwalał sądzić, że Kraken jest w stanie powalczyć o pierwsze punkty, a kto wie, nawet o wygraną. Początek meczu należał do Speednetu, który objął prowadzenie (10-6). Kilkupunktowa przewaga pozwoliła drużynie Marka Ogonowskiego na kontrolę spotkania i wygraną seta do 16. Zdecydowanie najciekawiej w meczu było w drugiej odsłonie. Od początku tej partii to Kraken miał inicjatywę (7-3). Po wyrównanej środkowej części seta, w końcówce swoją drużynę na prowadzenie 20-18 wyprowadził skutecznym atakiem kapitan BES-BLUM – Ryszard Nowak. Mimo dwóch piłek setowych, BES-BLUM nie wykorzystał swojej szansy. Na początek przewagę do jednego oczka zniwelował Andrzej Masiak, by następnie, mając piłkę w górze pomylił się dobrze dysponowany tego dnia środkowy – Przemek Motyka. Dwie wspomniane akcje sprawiły, że na tablicy wyników pojawił się remis 20-20. Kiedy Speednet wyczuł u rywala chwilę słabości, rzucił mu się do gardła i po chwili cieszył się z wygranej drugiego seta (22-20). Ostatnia odsłona to dominacja Speednetu i pewna wygrana do 13. Przed Speednetem w kolejnym tygodniu dwa spotkania, które pozwolą odpowiedzieć na pytanie, o jakie cele ‘Różowi’ będą w obecnym sezonie walczyć.

Zmieszani – Wilki Północy

W ostatnim czasie, wydało się, że Wilki Północy nie oglądają naszych magazynów. W sprawach organizacyjnych, kilkukrotnie informowaliśmy bowiem, że w związku z mistrzostwami Europy, które odbywały się w Ergo Arenie zaplanujemy piątek 18 września. Kiedy opublikowaliśmy terminarz, Wilki próbowały znaleźć sobie na mecz ze Zmieszanymi zastępstwo. Ostatecznie graczom z południa się to nie udało i ekipa w fioletowych barwach musiała przystąpić do spotkania bez swojego kapitana – Sebastiana Wilmy. Początek meczu rozpoczął się od wyrównanej walki obu drużyn (6-6). Jako pierwsi na prowadzenie, po dwóch skutecznych atakach Michała Szypszaka, wyszli gracze Edyty Woźny (8-6). Po chwili, Wilki zdołały doprowadzić do wyrównania (12-12). W drugiej części tej partii, Zmieszani po atakach Marcina Gorlikowskiego odzyskali trzypunktowe prowadzenie (16-13) i finalnie cieszyli się z wygrania pierwszej partii. Mimo, że była to ciekawa odsłona, była zaledwie przystawką przed daniem głównym, które otrzymaliśmy w drugim secie. Ten lepiej rozpoczęły Wilki. Po ataku nowego gracza w watasze – Tymoteusza Kalicha, Wilki prowadziły 8-6. Zmieszani zdołali wyrównać dopiero przy stanie 12-12, ale trzeba zauważyć, że od tego momentu do samego końca żadna z drużyn nie zdołała wypracować sobie trzypunktowej przewagi. Finalnie, w końcówce więcej szczęścia, zimnej krwi, oraz doświadczenia zaprezentowała ekipa Zmieszanych, dla której nie licząc fuzji ze Wstrząśniętymi było to pięćdziesiąte siódme spotkanie w SL3. Ostatni set rozpoczął się od stanu (6-6). Swoją drużynę na kilkupunktowe prowadzenie wyprowadził będący w kapitalnej formie – Jacek Kujałowicz, który najpierw zdobył punkt z ataku, a następnie trzykrotnie z rzędu asa serwisowego. Po chwili, Zmieszani prowadzili już 11-6 i emocje w tym spotkaniu były w zasadzie zakończone. Mimo przegranej – Wilki schodziły z parkietu z podniesionymi głowami. W piątkowy wieczór zagrali dobre spotkanie. Aby obecnie wygrać ze Zmieszanymi, trzeba jednak zagrać bardzo dobrze.

CTO Volley – Prometheus

Po najkrótszym spotkaniu drugoligowym w obecnym sezonie, w którym CTO nie zdążyło się nawet spocić, przed spotkaniem z Prometheus gracze w pomarańczowych koszulkach mieli tyle czasu, że mogliby sobie jechać do maka, zjeść cheesburgera, przejrzeć facebooka i poplotkować na trybunach. Kiedy przyszedł odpowiedni czas i na hali rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego w tym spotkaniu, ekipa ‘Oranje’ wzięła się od początku do roboty. Od początku widać było, że mecz z Prometheusem będzie bardziej wymagającym zadaniem niż to, do którego doszło o godzinie 19:30. Trudniejsze w tym wypadku nie oznacza rzecz jasna, że wygrana CTO była choć przez sekundę zagrożona. Mimo to, ekipa CTO musiała się w tej partii w końcu trochę napocić. Szczególnie ciekawie było w drugim secie, w którym ekipa Prometheus ze stanu 14-8 dla rywali, doprowadziła do zaledwie jednopunktowej straty. Szczerze powiedziawszy, był to pierwszy moment drużyny CTO w obecnym sezonie, w którym gracze musieli się spiąć. Gdyby w porę gracze CTO nie zareagowali to kto wie, być może skończyłoby się ogromną niespodzianką, którą byłaby strata punktu. Ostatecznie, po dwóch atakach z prawego skrzydła Mikołaja Skotarka wszystko wróciło do normy i CTO wygrało tę partię do 18. Ostatnia odsłona to nawiązanie przez drużynę CTO do tego, co działo się w meczu z Nielotami. Nokaut. Po czterech rozegranych spotkaniach ekipa CTO melduje się na fotelu lidera i w obecnej dyspozycji może go już nie oddać do samego końca.

MPS Volley – Dziki Wejherowo

Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego wiedzieliśmy o tym, że obie drużyny będą miały problemy kadrowe. Mimo to, wydawało się, że więcej absencji będzie po stronie MPS. Finalnie gracze Jakuba Nowaka stawili się w Ergo Arenie w siedmiu graczy, w czasie gdy ich rywale zaledwie w czwórkę. Jeszcze kilka minut przed rozpoczęciem spotkania, Dziki próbowały ściągnąć posiłki, ale ostatecznie musieli stawić czoła faworyzowanym rywalom w bardzo okrojonym składzie. Nie ukrywamy, że w związku z takim obrotem sprawy, w powietrzu unosił się specyficzny zapach masakry, do której miało po chwili dojść. Mimo, że gracze w czerwonych koszulkach wystąpili w czwórkę to biorąc pod uwagę okoliczności oraz klasę rywala, ich dyspozycja była więcej niż dobra. Początek pierwszego seta rozpoczął się od wyrównanej walki. Na skuteczny atak Jakuba Klenczona po chwili odpowiedział Piotr Okoniewski i na tablicy pojawił się remis (10-10). Po chwili, MPS zdołał jednak wyjść na trzypunktowe prowadzenie (14-11), które dowiózł do samego końca. Drugi set rozpoczął się od pięciu punktów ekipy MPS-u. (5-0). Przewaga osiągnięta na samym początku seta pozwoliła MPS-owi na to, aby bez większej ‘spiny’ trzymać swojego rywala na dystans i w pełni kontrolować boiskowe poczynania. Trzecia odsłona, podobnie jak pierwsza, rozpoczęła się od wyrównanej pierwszej połowy (11-11), po której MPS włączył drugi bieg i wygrał tę partię do 14, a cały mecz 3-0. Zastanawiamy się, jak wyglądałoby to spotkanie, gdyby Dziki wystąpiły w kompletnym składzie. Fakty są jednak takie, że MPS wygrywa trzecie spotkanie z rzędu, dzięki czemu meldują się na czwartym miejscu w ligowej tabeli.
 

Sprężystokopytni & Kitku – AVOCADO friends

Tak jak pisaliśmy w zapowiedziach – są takie spotkania, których drużyny po prostu potrzebują. Zestawienie ze sobą ekip, w których morale nie stały przed meczem na najwyższym poziomie sprawiłoby, że humory w jednej z nich uległyby znacznej poprawie. Z drugiej strony, przegrana drużyna pogrążyłaby się w kryzysie. Mecz pomiędzy Sprężystokopytnymi a AVOCADO friends od początku był wyrównanym i ciekawym widowiskiem. Pierwszy set lepiej rozpoczęli ‘Weganie’, którzy po chwili od pierwszego gwizdka prowadzili (9-5). Mimo czteropunktowego prowadzenia, gracze Arkadiusza Kozłowskiego błyskawicznie roztrwonili przewagę, pozwalając rywalom doprowadzić do wyrównania (9-9). Moment ten był absolutnym punktem zwrotnym, bowiem pozwolił Sprężystokopytnym nabrać wiatru w żagle. Mimo, że dalsza część seta była wyrównana to jednak dało się wyczuć, że to Sprężystokopytni dyktują warunki. Co z tego, że Weganie na każdy punkt rywala odpowiadali swoim, kiedy to Sprężystokopytni wygrywali? Finalnie set ten zakończył się wynikiem 21-19 dla drużyny Maćka Kota. Drugi set odmienił oblicze całego spotkania. Od początku tej partii to ‘Weganie’ byli lepszą stroną. Po ataku ze środka – Oleksandra Chapovskyia, AVOCADO prowadziło (7-4). Mimo, że z czasem Sprężystokopytni doprowadzili do wyrównania (13-13) to przy stanie 16-16 ‘Weganie’ włączyli beast mode i zmietli z planszy swoich rywali, zdobywając pięć punktów z rzędu i wygrywając do 16. Decydujący o zwycięstwie set zaczął się od mocnego uderzenia ‘Wegan’. Zanim Redakcja wyłoniła się zza kotar było już 11-3 dla ‘Wegan’. Takiej zaliczki na poziomie pierwszej ligi nie da się spieprzyć, choćby drużyna się naprawdę starała. AVOCADO pozwoliło swoim rywalom uwierzyć, że losy spotkania da się jeszcze odwrócić, ale finalnie wygrali tę partię do 18.