Do spotkania przeciwko drużynie Dream Volley, ekipa Allsix by Decathlon przystępowała po porażce odniesionej na inaugurację w meczu przeciwko Dzikom Wejherowo. W porównaniu do ubiegłotygodniowego spotkania, w drużynie Decathlonu zobaczyliśmy dwóch graczy, którzy bez wątpienia stanowią o sile drużyny (Aleksander Bochan oraz Bartosz Beszczyński). Początek spotkania należał do doświadczonej w drugoligowym boju drużyny Dream Volley. Po autowym ataku jednego z graczy Allsix, Dream Volley wyszło na prowadzenie (9-5). Mimo, że po ataku nowego gracza Dream Volley – Jakuba Ciesielskiego na tablicy wyników mieliśmy już (16-11) to jednak Decathlon w dalszej fazie zdołał doprowadzić do wyrównania (18-18). Podczas gry na przewagi, Decathlon mając piłkę setową zepsuł dwie zagrywki z rzędu i finalnie po emocjonującej końcówce wygrali zawodnicy Dream Volley. Trzeba przyznać, że w pierwszym secie po obu stronach nie brakowało ‘spinki’ i głośnego wskazywania, że rywale ‘nie chcą’. Druga odsłona to pogrom, deklasacja. Podczas, gdy drużynie Dream wychodziło wszystko, graczom z ulicy Kartuskiej nie szło kompletnie nic. Problemy w przyjęciu, brak obrony, ataki w aut czy dotykanie siatki. Uwierzcie, że tę wyliczankę moglibyśmy kontynuować w nieskończoność. Finał seta to wynik 21-6 dla Dream Volley. Ostatnia odsłona na szczęście bardziej przypominała pierwszy niż drugi set. Początek partii należał do drużyny Allsix, która objęła prowadzenie (8-3). Z biegiem seta, Dream powoli odbudowywał stratę i mimo, że dalszej części seta wciąż przegrywali (12-15) to po kilku skutecznych atakach wracającego do drużyny Jakuba Perżyło po raz pierwszy w secie objęli prowadzenie(16-15), którego już nie wypuścili i wygrali seta do 18, a cały mecz 3-0.
Dzień: 2021-09-07
Craftvena – Zmieszani
Nie ukrywamy, że spodziewaliśmy się bardziej wyrównanego spotkania. Wyrównana okazała się jedynie druga odsłona, do której za chwilę przejdziemy. Drużyna Zmieszanych przystępowała do spotkania po pewnym zwycięstwie z DNV, do którego doszło w poprzednim tygodniu. Prawdziwym sprawdzianem obecnej dyspozycji miało być jednak spotkanie z Craftveną. ‘Rzemieślnicy’ przystąpili do obecnego sezonu w identycznym składzie, w jakim występowali w sezonie Wiosna’21. Jako, że na wiosnę mecze ze Zmieszanymi były wyrównanymi pojedynkami to zastanawialiśmy się, czy po wymianie dużej części składu będzie podobnie. Na podstawie tych wyliczanek można dziś stwierdzić, że Zmieszani są mocniejszą drużyną niż miało to miejsce w poprzednim sezonie. Prawdziwy pokaz mocy i charakteru drużyna Edyty Woźny zaprezentowała już w pierwszym secie. Zmieszani objęli na początku objęli prowadzenie (7-2), które z czasem nie zmieniało się na korzyść dla Craftveny. Co by nie mówić – pierwsza odsłona była raczej bez historii. Dużo więcej działo się za to w drugim secie, którą Craftvena po punktach braci Zakrzewskich rozpoczęła od prowadzenia 5-0. Radość graczy w czarnych koszulkach nie trwała jednak zbyt długo, bowiem po chwili na tablicy wyników pojawił się remis (7-7). Mimo, że po zagrywce Artura Maksimova Zmieszani objęli prowadzenie (14-11) to w końcówce, po ataku Krzysztofa Lewandowskiego Craftvena była bliższa wygrania seta (19-18). Finalnie, w końcówce ‘Rzemieślnicy’ popełnili trzy błędy własne, które sprawiły, że ekipa Edyty Woźny cieszyła się z wygrania drugiego seta. Ostatnia odsłona przypominała niestety bardziej pierwszy niż drugi set. Prawdę mówiąc, dla Craftveny było to o wiele bardziej traumatyczne przeżycie. Wyglądało to tak (0-1; 0-2; 0-3; 0-4; 0-5; 0-6; 0-7; 1-7). Co gorsze, ten koszmar nie chciał się skończyć. Zmieszani nie mieli litości dla swoich rywali i doprowadzili do stanu (12-1). Od tego momentu, obie drużyny były już myślami przy kolejnych spotkaniach. Finalnie set zakończył się wynikiem 21-8 dla Zmieszanych.
Oliwa Team – Gonito Volley
Staje się to powoli tradycją. Na sześć rozegranych dotychczas pomiędzy drużynami setów, aż cztery kończyły się walką na przewagi. Dwa z czterech setów, w których na zwycięzców musieliśmy dłużej poczekać odbyły się we wtorkowy wieczór. Co ciekawe – kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania gracze Gonito, a wraz z nimi Redakcja drapała się wymownie po głowach, zastanawiając się czy do meczu w ogóle dojdzie. Wszystko za sprawą tego, że ‘Tygrysy’ były już po kilkunastu minutach rozgrzewki, a tymczasem na sali próżno było szukać ich przeciwników. Ostatecznie, partiami gracze Oliwy pojawiali się na parkiecie, by po chwili drużyny mogły rozpocząć mecz. Pierwszy set od samego początku był niezwykle wyrównanym widowiskiem. Mimo, że w pewnym momencie Oliwa wyszła na trzypunktowe prowadzenie (9-6) to po chwili ich rywale doprowadzili do wyrównania (10-10). Od tego momentu, do ostatniego gwizdka sędziego w pierwszym secie żadna z drużyn nie zdołała wyjść na dwupunktowe prowadzenie. Finalnie set zakończył się dwoma asami serwisowymi Krystiana Mielniczka. Druga odsłona rozpoczęła się lepiej dla Oliwy (5-2). Mimo, tego, po chwili tygrysie stado poGONIłO swoich przeciwników, doprowadzając do wyrównania (6-6). Mimo, że w połowie seta mieliśmy remis po 11 to druga część partii należała wyłącznie do drużyny Wojciecha Strychalskiego (21-14). Ostatnia odsłona, podobnie jak pierwsza, była kapitalnym widowiskiem. Wyrównana walka z obu stron zaprowadziła nas do stanu (20-20). W końcówce szalę zwycięstwa na stronę Oliwy przechylili Paweł Skrzypkowski oraz Tomasz Kowalewski. Na koniec luźna myśl. Tygrysy w Oliwie nie robią na nikim większego wrażenia. Na Spacerowej, są przez Oliwiaków ujarzmione. Nie inaczej było i na Placu Dwóch Miast.
BES-BLUM Nieloty – BH Rent MiszMasz
Jesteśmy przekonani, że nie taki bieg spraw wyobrażały sobie Nieloty. We wtorkowy wieczór drużyna Mateusza Bone rywalizowała bowiem z dziesiątą siłą poprzedniego sezonu. Z drużyną, z którą jeszcze kilka miesięcy temu wygrali. W sytuacji, w której to oni, a nie przeciwnicy byli dość wyraźnym faworytem. Po meczu fakty są jednak takie, że ‘Pingwiny’ mają jedno zwycięstwo w trzech spotkaniach. Co gorsze – drużyna nie rywalizowała w nich z potęgami, które są wymieniane w kontekście awansu. Owszem, we wtorek z pewnością nie pomogła absencja kolekcjonera MVP – Mateusza Wilczewskiego czy kontrowersyjne decyzje sędziowskie w kluczowych dla seta momentach, ale przypominamy, że z problemami kadrowymi mierzą się wszystkie drużyny w lidze. Jeśli chodzi o sędziów to bywa jednak tak, że jak to ludzie – mają prawo do błędów, a jeśli je popełniają to najczęściej w dwie strony. Jeśli chodzi o samo spotkanie to rozpoczęło się ono lepiej dla Nielotów. Po asie serwisowym Marka Podolaka na tablicy wyników było (7-4) dla brązowych medalistów sezonu Wiosna’20. W dalszej części seta, ‘Pingwiny’ prowadziły już 14-11, ale to, co wydarzyło się po chwili trudno jakkolwiek wytłumaczyć. Może Wy nam pomożecie? Jak ze stanu 14-11 może się po chwili zrobić 14-18? Rozumiemy naprawdę dużo. Rozumiemy, jak trudno jest powstrzymać Mateusza Berbekę, jednak na tym poziomie podobne przestoje nie zdarzają się zbyt często. Finalnie set ten, po ataku ze środka Michała Grymuzy MiszMasz wygrał do 17. Nie wiemy dokładnie ile śpią ‘Pingwiny’, ale wiemy że kiedy tylko się przebudzą – potrafią być naprawdę groźne. W drugim secie przekonali się o tym gracze MiszMaszu, którzy nie byli w stanie nawiązać równorzędnej walki z przeciwnikami, w efekcie czego przegrali seta do 11. Nie ukrywamy, że przed trzecim setem pomyśleliśmy, że ‘grany jest znany nam scenariusz’. Mówimy o tej kasecie, w której Nieloty przegrywają pierwszego seta, po czym się ogarniają i wygrywają drugą i trzecią partię, w efekcie czego wygrywają mecz. Nie tym razem. Trzeci set od początku był wyrównanym widowiskiem. W drugiej części Nieloty prowadziły już 15-13, ale z czasem doszło do wspomnianych wcześniej kontrowersji. Te rzecz jasna nie miałyby żadnego znaczenia, gdyby Nieloty były w końcówce lepsze. Uczciwie trzeba przyznać, że było na odwrót i seta zamknął chyba największy smakosz kawy w SL3 – Mateusz Berbeka.