Dzień: 2021-09-06

Trójmiejska Strefa Szkód – Speednet

Przed spotkaniem pisaliśmy o tym, że drużyna Mateusza Woźniaka ma ze Speednetem rachunki do wyrównania. W końcówce poprzedniego sezonu Trójmiejska Strefa Szkód (dawniej Tufi Team) miała szansę na wskoczenie rzutem na taśmę na podium rozgrywek. Po dotkliwej porażce ze Speednetem nie dość, że nie wskoczyli na podium to spadli na piąte miejsce. Poniedziałkowe spotkanie nie było ważne wyłącznie dla TSS-u. Ich rywale – Speednet z niecierpliwością oczekiwali na kolejny mecz w sezonie Jesień’21. Wszystko za sprawą tego, że chcieli jak najszybciej zapomnieć o porażce z Epo-Project. Poniedziałkowy mecz przeciwko Trójmiejskiej Strefie Szkód nie zaczął się dla ‘Różowych’ w wymarzony sposób. Po chwili od pierwszego gwizdka sędziego TSS prowadził (7-3), a następnie (12-7). Mimo, że Speednetowi nie szło, nie sposób im odmówić woli walki i chęci odwrócenia losów rywalizacji. Dzięki temu, w końcówce Speednet zdołał doprowadzić do wyrównania (20-20), ale na atak oraz blok Piotra Watusa, kończącego pierwszego seta nie byli w stanie nic poradzić. Drugi set, dla odmiany zdecydowanie lepiej rozpoczęli gracze Marka Ogonowskiego (5-1). Po chwili gra się wyrównała (7-7) i o wygranej, podobnie jak w pierwszym secie, zadecydowała końcówka. Po grze na przewagi, lepsi tym razem okazali się gracze Speednetu. Ostatnia odsłona rywalizacji należała do Speednetu. Gracze w różowych koszulkach wypracowali sobie sporą zaliczkę (15-10) i kontrolowali końcówkę partii. Podsumowując seta, nie sposób nie wspomnieć o Grzegorzu Gnatku, który zdobył dla swojej drużyny pięć bloków i niewykluczone, że będzie się śnił swoim rywalom po nocach.

Hydra TSS Gdańsk – Prometheus

Debiutującą w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta Hydrę TSS Gdańsk czekało na początek bardzo wymagające zadanie, jakim bez wątpienia był mecz z drużyną Prometheus. Wszystko za sprawą tego, że drużyna Mykoli Pocheniuka wielokrotnie udowodniła, że jest w stanie nawiązać równorzędną walkę nawet wtedy, kiedy ich rywal jest z teoretycznie wyższej półki. Tak też anonsowaliśmy poniedziałkowe spotkanie. W zapowiedzi przedmeczowej to właśnie drużynę Sławka Kudyby wskazywaliśmy jako tę, która ma większe szanse na zwycięstwo. Naszych rozważań zupełnie nie potwierdził pierwszy set. Ten rozpoczął się od wyrównanej walki punkt za punkt. Walka ta zaprowadziła nas do samej końcówki, w której gracze z Ukrainy zdołali wyjść na trzypunktowe prowadzenie (18-15). Straty w końcówce próbowali zniwelować jeszcze Mateusz Grabowski czy Kacper Wesołowski, ale finalnie to zawodnicy w niebieskich koszulkach cieszyli się z wygrania pierwszego seta. Drugi set rozpoczął się dla Prometheusa w wymarzony sposób (od prowadzenia 5-1). W drugiej części partii, po dwóch atakach z rzędu kapitana drużyny – Prometheus prowadził już (15-10) i zdawało się, że po chwili będzie cieszył się z wygranej meczu. Nieco inny plan na poniedziałkowy wieczór miał Daniel Gierszewski, który zdobył dla Hydry cztery punkty i walnie przyczynił się do odwrócenia losów spotkania. Ostatecznie Hydra wygrała tę partię do 17. Trzeci set był kontynuacją spadku formy Prometheusa. W trzeciej odsłonie gracze w niebieskich trykotach nie byli w stanie nawiązać równorzędnej walki z rozpędzoną maszyną w złotych strojach. Ostatecznie Hydra wygrała seta do 9, a cały mecz 2-1.

ZCP Volley Gdańsk – Gonito Volley

Wiadomo, że chcąc awansować – drużyna ZCP Volley Gdańsk powinna patrzeć wyłącznie na siebie. Tyle teoria. Praktyka jest taka, że ZCP przystępowało do spotkania z Gonito z wiedzą, że ich potencjalny rywal w walce o awans do wyższej klasy rozgrywkowej (MPS Volley) stracił punkt z drużyną Volley Kiełpino. Oznaczało to mniej więcej tyle, że ZCP będzie przed spotkaniem z Gonito dodatkowo zmobilizowane. Niekiedy w sporcie bywa jednak tak, że bodziec mobilizujący staje się paraliżujący. Czy tak było w tym przypadku? Pewnie nie dowiemy się tego nigdy. Uważamy jednak, że pierwszy set był wypadkową kilku zdarzeń. Jednym z nich była z pewnością dobra forma Gonito. Pierwszy set od samego początku był bardzo wyrównany i musimy Wam przyznać szczerze, że nie dało się za cholerę wyczuć jakiejś większej różnicy w jakości gry obu drużyn. Owszem, ta objawiła się w decydującym momencie seta, w którym Volley zdobyło trzy punkty i wygrało 21-18. Jeśli mamy być szczerzy – z emocji to by było tyle. Drugi set rozpoczął się od pięciopunktowego prowadzenia ZCP (7-2), które okazało się być wystarczające do tego, by spokojnie kontrolować przebieg gry. Kto wie, czy dorobek punktowy Gonito nie byłby lepszy, gdyby nie spora liczba zepsutych zagrywek. Trzeci set był wyrównany do połowy. Sytuacja zmieniła się mniej więcej w momencie, w którym na czystej siatce po genialnej sypie Jakuba Kłobuckiego skończył Daniel Koska (11-10). Od tego momentu Volley zdobył cztery punkty z rzędu, które ‘zabiły mecz’ i finalnie wygrał trzecie spotkanie, zdobywając przy tym komplet punktów.

Letni Mental – Speednet 2

Wynik spotkania Letniego Mentala ze Speednetem pretenduje do miana największej niespodzianki poniedziałkowej serii gier, a kto wie, czy nie całego sezonu Jesień’21. Jeszcze w zapowiedzi pisaliśmy o tym, że Mentaliści w naszych oczach wyrastają na jednego z największych faworytów do podium rozgrywek. Cóż, po spotkaniu ze Speednetem te dywagacje można co jedynie rozbić o kant dupy. Letni Mental przegrywa spotkanie ze Speednetem i trzeba uczciwie przyznać, że była to w pełni zasłużona wygrana ‘Programistów’. Jedyne, czego mogą żałować gracze w różowych koszulkach to tego, że nie ogolili swoich rywali 3-0. Początek meczu rozpoczął się od prowadzenia (6-1) faworyzowanej drużyny ‘Mentalistów’. Z czasem, Speednet zaczął mozolnie odbudowywać stratę. Po ataku Łukasza Anyszkiewicza, ‘Różowi’ przegrywali zaledwie jednym punktem (12-13). Mimo to, w końcówce to Mental miał rywala na widelcu. Po punktowym ataku Marcina Jacyno, Letni Mental prowadził już 20-17, jednak, jak się później okazało, wynik ten nie wystarczył do wygrania seta. Co ciekawe, gracze w niebieskich koszulkach stracili trzy punkty z rzędu po atakach czy to w aut czy w siatkę. Gdybyśmy mieli stanąć kiedykolwiek przed plutonem egzekucyjnym i poprosić o ostatnie życzenie – byłoby nim to, aby strzelali ‘Mentaliści’. Finalnie, pierwszy set zakończył się punktowym blokiem wspomnianego wcześniej Łukasza Anyszkiewicza. Drugi set rozpoczął się od prowadzenia ‘Programistów’ (5-1). Z czasem gra się bardzo wyrównała i druga część seta toczyła się punkt za punkt. W końcówce, przy stanie 18-18, różnicę zrobił Daniel Kamiński, który zdobył dla Speednetu dwa oczka, by po chwili jego drużyna cieszyła się z wygrania kolejnego seta. Ostatnia odsłona była od samego początku bardzo wyrównana. W drugiej części seta – Mentaliści zdołali wyjść na prowadzenie (17-11) i pomimo nerwowej końcówki wygrać seta do 19.

ACTIVNI Gdańsk – Niepokonani PKO Bank Polski

Nie ukrywamy, że spodziewaliśmy się bardziej wyrównanego spotkania. Wyrównana okazała się jedynie druga odsłona, do której za chwilę przejdziemy. Drużyna Zmieszanych przystępowała do spotkania po pewnym zwycięstwie z DNV, do którego doszło w poprzednim tygodniu. Prawdziwym sprawdzianem obecnej dyspozycji miało być jednak spotkanie z Craftveną. ‘Rzemieślnicy’ przystąpili do obecnego sezonu w identycznym składzie, w jakim występowali w sezonie Wiosna’21. Jako, że na wiosnę mecze ze Zmieszanymi były wyrównanymi pojedynkami to zastanawialiśmy się, czy po wymianie dużej części składu będzie podobnie. Na podstawie tych wyliczanek można dziś stwierdzić, że Zmieszani są mocniejszą drużyną niż miało to miejsce w poprzednim sezonie. Prawdziwy pokaz mocy i charakteru drużyna Edyty Woźny zaprezentowała już w pierwszym secie. Zmieszani objęli na początku objęli prowadzenie (7-2), które z czasem nie zmieniało się na korzyść dla Craftveny. Co by nie mówić – pierwsza odsłona była raczej bez historii. Dużo więcej działo się za to w drugim secie, którą Craftvena po punktach braci Zakrzewskich rozpoczęła od prowadzenia 5-0. Radość graczy w czarnych koszulkach nie trwała jednak zbyt długo, bowiem po chwili na tablicy wyników pojawił się remis (7-7). Mimo, że po zagrywce Artura Maksimova Zmieszani objęli prowadzenie (14-11) to w końcówce, po ataku Krzysztofa Lewandowskiego Craftvena była bliższa wygrania seta (19-18). Finalnie, w końcówce ‘Rzemieślnicy’ popełnili trzy błędy własne, które sprawiły, że ekipa Edyty Woźny cieszyła się z wygrania drugiego seta. Ostatnia odsłona przypominała niestety bardziej pierwszy niż drugi set. Prawdę mówiąc, dla Craftveny było to o wiele bardziej traumatyczne przeżycie. Wyglądało to tak (0-1; 0-2; 0-3; 0-4; 0-5; 0-6; 0-7; 1-7). Co gorsze, ten koszmar nie chciał się skończyć. Zmieszani nie mieli litości dla swoich rywali i doprowadzili do stanu (12-1). Od tego momentu, obie drużyny były już myślami przy kolejnych spotkaniach. Finalnie set zakończył się wynikiem 21-8 dla Zmieszanych.

BES-BLUM Kraken Team – Eko-Hurt

https://www.youtube.com/watch?v=mZ-uFwNdtN8&ab_channel=SiatkarskaLigaTr%C3%B3jmiasta
 
Nie sprawdziły się nasze przedmeczowe przypuszczenia. Na sypie zamiast Piotra Peplińskiego czy anonsowanego przez nas Radosława Koniecznego zobaczyliśmy Mateusza Chyla. To tyle, jeśli chodzi o chybione przypuszczenia. Nie pomyliliśmy się za to co do wyniku spotkania. Poza Redakcją, wynik 3-0 typowali również eksperci SL3. Trzeba jednak przyznać, że w trzecim secie pachniało niespodzianką. Samo spotkanie rozpoczęło się bardzo dobrze dla Krakena. Po punktowych akcjach Roberta Skwiercza oraz Arka Wasilewskiego, BES-BLUM objął prowadzenie 4-2. Wypracowana przewaga utrzymywała się dość długo i zmieniła się dopiero w momencie, kiedy dwa bloki z rzędu zaliczył Jakub Klimczak (13-12). Od tego momentu to EviRent przejął kontrolę nad meczem i wygrał seta do 15. W końcówce seta doszło do rzadko spotykanej sytuacji w pierwszej lidze, w której przez błąd ustawienia drużyny BES-BLUM jeden punkt za darmo trafił do EviRentu. Drugi set rozpoczął się od mocnego uderzenia EviRentu (6-1). Z czasem przewaga ta była jeszcze większa (12-3). W drugiej części seta, obecny mistrz SL3 nieco zwolnił i finalnie set zakończył się ich zwycięstwem do 11. Ostatni set, zgodnie z tym, o czym wspomnieliśmy na początku był tym, w którym drużyna Kraken mogła pokusić się o zwycięstwo. Po ataku środkowego – Przemysława Motyki, BES-BLUM prowadził (17-15). Niestety dla nich, w końcówce rywale zaprezentowali więcej jakości i wygrali seta do 19.
 

Volley Gdańsk – Szach-Mat

W przedmeczowych zapowiedziach tak się rozpędziliśmy, że napisaliśmy że Volley to trzykrotny zdobywca tytułu mistrzowskiego oraz dwukrotny wicemistrz. Prawda jest taka, że w jednym sezonie zamiast srebrnych medali Volley miał brązowe. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że gracze w ‘żółto-czarnych’ strojach pisali historię tej ligi. Obecnie, historia piszę się na naszych oczach na nowo. Kiedyś drużyny na myśl o spotkaniu z Volley Gdańsk, za przeproszeniem – srały w gacie. Obecnie pierwszoligowe drużyny nie mają respektu przed utytułowanym rywalem i, jak pokazał Szach-Mat są go w stanie ograć. Owszem, mecz był bardzo wyrównany. Owszem, przy odrobinie szczęścia równie dobrze to Volley mógłby wygrać spotkanie. Mawia się jednak, że szczęście sprzyja lepszym, a co do tego, że to ‘Szachiści’ byli w poniedziałek lepszą drużyną nie ma wątpliwości chyba nikt. Pierwszy set rywalizacji był bardzo wyrównany. Jako pierwszy na trzypunktowe prowadzenie, po ataku Karola Jelińskiego, wyszedł Szach-Mat (15-12). Mimo to, w końcówce to Volley Gdańsk stanął przed szansą wygrania seta, prowadząc (20-18). Ostatecznie tak się nie stało, bowiem blok dający drużynie tlen zanotował Dawid Kołodziej. Po chwili Szach-Mat zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Drugi set rozpoczął się od kilku błędów Volley, których z kolei unikali gracze w czarnych koszulkach (6-3). Trzypunktowe prowadzenie drużyna VG zdołała zniwelować dopiero przy stanie 14-14. Po chwili Szach-Mat ponownie wyszedł na prowadzenie, którego już nie oddał i wygrał drugiego seta. Ostatnia odsłona rywalizacji również nie zawiodła. Mimo, że w pewnym momencie Szach-Mat prowadził już 19-14 to po chwili na tablicy wyników było 19-19. Finalnie, szczęście w końcówce dopisało lepszym i gracze Dawida Kołodzieja cieszyli się z kompletu punktów.

MPS Volley – Volley Kiełpino

Miało być gładko i przyjemnie. Mecz z Volley Kiełpino miał być zaledwie przystawką do głównych spotkań, na które z niecierpliwością czekali gracze MPS. Faworyzowana drużyna MPS pięknie zagrała zaledwie w pierwszym secie. Później najwidoczniej uznali, że mecz wygra się sam. Niestety, tak to nie działa, o czym drużyna przekonała się w kolejnych setach. Co ciekawe i zastanawiające – ekipa MPS nie wyciągnęła żadnych wniosków z drugiego seta, kiedy ich wygrana była realnie zagrożona. Z drugiej strony, być może wyciągnęli taki, że grając kiepsko, koniec końców zwyciężą tak, jak miało to miejsce w drugiej odsłonie. Jako, że MPS jest nową drużyną w ligowej stawce słówko wprowadzenia. Jeśli Miłośnicy Piłki Siatkowej będą grali piach to będziemy o tym pisali wprost. Trzeba jednak być uczciwym. W pierwszym secie po kilku punktach Mateusza Behrendta oraz Grzegorza Dymińskiego gracze w białych koszulkach prowadzili 7-2. Dalej było coraz lepiej i można było odnieść wrażenie, że spotykają się ze sobą drużyny uprawiające inny sport. Finalnie partia zakończyła się zwycięstwem MPS-u do 9. Drugi set przez dłuższy moment również nie zwiastował kłopotów MPS. Po pewnym czasie MPS wyszedł na prowadzenie (15-10), ale dobra gra graczy z Kiełpina sprawiła, że mieliśmy wynik (17-17). W końcówce, dwa skuteczne ataki wykonał jednak Grzegorz Dymiński i to MPS cieszył się z wygrania drugiego seta. Ostatnia partia nie układała się dobrze dla faworyzowanej drużyny. Po ataku Roberta Sobisza, gracze z Kiełpina objęli prowadzenie 4-2, które utrzymywali do połowy seta (10-10). Po ataku oraz bloku duetu Sobisz-Pipka, Volley ponownie objął prowadzenie 15-13, którego nie oddał już do końca i w pełni zasłużenie cieszył się z jednego oczka.

DNV S*M*A*S*H – Niepokonani PKO Bank Polski

Pierwszym meczem trzecioligowym w poniedziałkowy wieczór była rywalizacja DNV S*M*A*S*H z Niepokonanymi PKO Bank Polski. Dość wyraźnym faworytem w ocenie Redakcji na to spotkanie byli ‘Bankowcy’. Gracze nieobecnej tego wieczoru Joanny Drewczyńskiej rozpoczęli mecz w wymarzony przez siebie sposób. Nie minęła nawet chwila, a po atakach aktywnego Marcina Palucha czy Tomasza Remera prowadzili już (8-1). Z czasem przewaga ta urosła do stanu 13-3 i zachodziły uzasadnione obawy o to, czy skończy się prawdziwym pogromem. W drugiej części seta DNV zdołało nieznacznie poprawić swoją sytuację i ostatecznie PKO wygrało partię do… 8. Druga odsłona rywalizacji nie była na szczęście aż tak jednostronnym pojedynkiem. Na początku drugiej odsłony aktywny był Vitalii Lukashenko, po którego atakach na tablicy wyników widniało 5-5. Niestety – wyrównana walka trwała tylko do stanu 10-10. Po chwili drużyna DNV zaczęła popełniać dużą liczbę błędów, w efekcie których ich rywale wyszli na czteropunktowe prowadzenie. Tak wypracowana zaliczka pozwoliła ‘Bankowcom’ na spokojną wygraną seta. Finalny cios wyprowadził Radosław Byszuk. Ostatni set rozpoczął się od remisu (5-5). Po dwóch atakach z rzędu Marcelego Kłosowskiego gracze PKO wyszli na prowadzenie (9-5). Po chwili ‘Bankowcy’ zaliczyli serię pięciu punktów z rzędu, dzięki czemu, podobnie jak to miało miejsce w pierwszym secie, wygrali wysoko (21-11).