Dzień: 2021-07-22

Bez Odbioru – Volley Gdańsk

Przed spotkaniem karty były wyłożone na stół. Obie drużyny grały o bardzo wysoką stawkę. Volley Gdańsk musiało wygrać, aby w ostatnim meczu przeciwko EviRent stanąć przed szansą na odzyskanie mistrzowskiego tytułu. Bez Odbioru z kolei liczyli na zdobycz punktową, która pozwalałaby na utrzymanie goniących ich graczy Tufi Team w bezpiecznej odległości. Jak wyszło? Cóż, z naszej perspektywy cholernie przewidywalnie. Początek meczu rozpoczął się od mocnego uderzenia Volley Gdańsk i ‘żółto-czarni’ objęli prowadzenie 4-1. Po punktach Daniela Koski oraz Piotra Ścięgosza, Volley prowadziło już 9-5. Po skutecznej grze na siatce Konrada Gregorowicza było już (14-7) dla Volley i obie drużyny, podświadomie były już myślami przy drugim secie. Druga część rozpoczęła się po myśli zawodników Volley Gdańsk, którzy wyglądali jakby najedli się wiaderka witamin. Set rozpoczął się od prowadzenia VG (5-1). Po chwili i asie serwisowym środkowego – Grzegorza Dymińskiego, Bez Odbioru zdołało doprowadzić do zaledwie jednopunktowej straty. Po wyrównanym środkowym fragmencie to Volley wyglądało lepiej w końcówce i wygrało seta do 16. Co tu dużo mówić. Zbyt wiele razy w życiu oglądaliśmy Volley Gdańsk żeby nie wiedzieć jak to się skończy. ‘Żółto-czarni’ są niekiedy jak niedoświadczony bokser, który mając swojego rywala na deskach, po chwili nie jest w stanie go wykończyć. W czwartkowy wieczór, w dwóch pierwszych setach, Volley wyglądał wybornie. W trzecim secie rozpoczęli słabo i mimo, że z czasem zdołali zniwelować stratę, to finalnie przegrali tę partię do 16. Taki wynik, nie sprawia, że stracili szansę na złoto. To, jest wciąż możliwe, ale droga ta wydłużyła się kilkukrotnie.

Trójmiejska Strefa Szkód – Speednet

Cóż, nie będzie to podsumowanie samego meczu. Będzie to raczej podsumowanie dotychczasowej przygody Trójmiejskiej Strefy Szkód z Siatkarską Ligą Trójmiasta. Nikt poza Redakcją tego nie wie, ale zanim ruszyła pierwsza edycja SL3 i usilnie poszukiwaliśmy drużyn, które nam zaufają i wezmą w niej udział, naszedł nas moment zwątpienia. Moment, w którym powiedzieliśmy sobie, że nic z tego nie będzie. Jako pierwsze i jedyne na ten czas drużyny, które zgłosiły się do ligi to Volley Gdańsk oraz Team Spontan. Po tych dwóch ekipach, czas do startu sezonu zbliżał się nieubłaganie i kiedy już straciliśmy nadzieję, na skrzynkę mailową wpadła wiadomość o tym, że do ligi zapisuje się TSS. Nie ukrywamy, że gdyby nie te zgłoszenie, SL3 by nigdy nie wystartowało. Później poszło jak z płatka. Czemu o tym teraz piszemy? Po pięciu sezonach w najwyższej klasie rozgrywkowej Trójmiejska Strefa Szkód, żegna się z pierwszą ligą. W pięciu dotychczasowych sezonach TSS-owi wiodło się różnie. Były piękne momenty jak te, w których ekipa zdobywała medale, były również te gorsze, kiedy drużyna znalazła się w grupie spadkowej. Nigdy wcześniej nie mierzyli się jednak z takim kryzysem jak obecnie. Gdyby TSS wyłącznie spadało z ligi, uznalibyśmy, że się odbudują. Niestety, na obecną chwilę tego nie widzimy. Uważamy, że pewna formuła w drużynie się wyczerpała i minie bardzo długi czas, zanim ponownie zobaczymy ich na parkietach SL3. Czwartkowe spotkanie było tylko potwierdzeniem problemów, które od dłuższego czasu trawiły zespół. Bądź co bądź, mamy nadzieję, że mówimy do zobaczenia, a nie żegnajcie. Jakby nie było, przez kilka lat tworzyliście historię tej ligi i wraz z Waszym potencjalnym odejściem straci cała liga.

Letni Gdańsk – BL Volley

Podobnie jak to miało miejsce w poniedziałek, walcząca o utrzymanie w drugiej lidze drużyna BL Volley, musiała się postarać o punkty w meczu rozgrywanym przeciwko ekipie walczącej o podium rozgrywek. Przypomnijmy, że poniedziałkowe zmagania z Prometheus zakończyły się porażką BL Volley 0-3. Przed czwartkowym wieczorem wydawało się, że to ‘Letnicy’ są dość wyraźnym faworytem. Nie oznaczało to bynajmniej, że BL Volley nie było stać na sprawienie niespodzianki, czy urwanie chociażby punktu. Początek meczu rozpoczął się od wyrównanej walki (7-7), w którym żadna ze stron nie chciała odpuścić. Pierwsi na prowadzenie wyszli zawodnicy BL (9-7), ale nie zdołali oni utrzymać przewagi, którą po chwili uzyskali ‘Letnicy’ (12-10). Od tego momentu, do samego końca prowadzenie się nie zmieniło i ‘Granatowi’ cieszyli się z wygrania pierwszej partii do 16. Druga partia, rozpoczęła się w identyczny sposób (7-7) i w bardzo podobny sposób zakończyła. BL Volley toczył wyrównany bój, ale koniec końców – nieco więcej jakości było po stronie ‘Letników’ i to oni wygrali partię do 18. Trzeci set? A jakże – powtórka z rozrywki. Mimo niekorzystnego początku z czasem BL zdołał doprowadzić do wyrównania (9-9), ale druga część seta należała do Letników i to oni cieszyli się z wygrania partii do 16, a całego meczu 3-0. Dzięki wygranej za komplet punktów, na dwa mecze przed końcem sezonu wydaje się, że tylko kataklizm mógłby pozbawić ‘Letników’ awansu. Po trzech sezonach bardzo dobrej gry nadchodzi wreszcie zwieńczenie w postaci awansu.

Prometheus – BES-BLUM Nieloty

Do meczu na szczycie drugoligowych zmagań, drużyna Prometheus przystąpiła wyraźnie osłabiona. W szeregach ‘niebieskich’ zabrakło, między innymi, Michała Szpaka, Yuriya Potietkhina czy Danylo Ignatenko. Oznaczało to, że drużyna zza Bugu, w zmaganiach z brązowym medalistą poprzedniego sezonu, musi radzić sobie w sześciu graczy. Początek meczu rozpoczął się w wymarzony dla Nielotów sposób. Zanim się obejrzeliśmy na tablicy wyników mieliśmy już 11-4 i wydawało się, że Prometheus nie będzie w stanie się z tej, dość nieciekawej, sytuacji wygrzebać. Po kilku atakach Vladyslava Boiko, Prometheus zdołał doprowadzić do stanu 14-10, a następnie zbliżyć się na odległość dwóch punktów (16-14). Pod koniec seta na tablicy wyników pojawił się remis i wydawało się, że Prometheus stanie się sprawcą największej pogoni w obecnym sezonie. Ostatecznie, po ataku Marka Podolaka, którego na libero przed meczem zastąpił wracający po koszmarnej kontuzji Mateusz Polowiec, Nieloty wygrali partię 22-20. Drugi set, jak często mają w zwyczaju, Nieloty rozpoczęli niezbyt dobrze. Już na początku seta, gracze z Ukrainy objęli prowadzenie 10-3. Mimo to, po chwili ich przewaga stopniała, jednak przy stanie 14-12 Prometheus zdołał jednak odjechać swoim rywalom. Był to fragment, w którym BES-BLUM nie był w stanie zatrzymać Mykolę Pocheniuka. Finalnie partia ta zakończyła się wygraną Prometheus do 15. Ostatnia odsłona tej rywalizacji rozpoczęła się od prowadzenia Nielotów 4-0. Po chwili jednak na tablicy mieliśmy remis (6-6). Po wyrównanej części seta, na prowadzenie zdołali wyjść zawodnicy BES-BLUM. Duża w tym zasługa środkowego – Łukasza Karbowniczka, który był prawdziwą ścianą przez, którą rywale nie byli wielokrotnie w stanie się przedrzeć. Finalnie Nieloty wygrali seta 21-17 i cały mecz 2-1, dzięki czemu wciąż mają szansę na podium rozgrywek.

Zmieszani – Craftvena

Ostatnim rywalem Craftveny, w sezonie Wiosna’21, była ekipa Zmieszanych. Co ciekawe, Craftvena, która była w grupie mistrzowskiej skazywana na pożarcie, przed meczem ze Zmieszanymi zdobyła po punkcie z każdym z rywali, z którym drużynie przyszło im się zmierzyć w grupie walczącej o medale. To oznaczało z kolei, że w trzeciej lidze nie było ani jednej drużyny, z którą Craftvena nie wywalczyłaby chociaż jednego punktu. Idąc dalej – taka sytuacja oraz awans do grupy mistrzowskiej sprawiają, że Craftvena może z pełnią optymizmu spoglądać w przyszły sezon, w którym bez wątpienia ich zobaczymy. Wracając do meczu, Zmieszanym zależało przed meczem, aby wziąć udany rewanż za spotkanie, do którego doszło 5 lipca, w którym Craftvena ograła drużynę Edyty Woźny 2-1. Wygrana ta miała bardzo duże znaczenie bowiem po nim Zmieszani niemal stracili szansę na mistrzowski tytuł. Z kolei Craftvena zapewniła sobie tym meczem awans do grupy mistrzowskiej. Czwartkowe spotkanie rozpoczęło się lepiej dla Zmieszanych, którzy szybko objęli prowadzenie (8-3) i do samego końca kontrolowali przebieg gry, pewnie wygrywając do 12. Drugi set, dla odmiany rozpoczął się od wysokiego prowadzenia ‘Rzemieślników’ (5-1). Po chwili Zmieszani zdołali doprowadzić do stanu (9-8), ale druga część seta to dominacja Craftveny i ich wygrana do 13. O zwycięstwie w meczu musiał zadecydować trzeci set. Ten rozpoczął się od prowadzenia (6-0) mikstowego składu. W dalszej części Zmieszani prowadzili już (10-2) i pewnie dowieźli zwycięstwo do końca (21-11).

AVOCADO friends – Tufi Team

Na kilka godzin przed meczem, wiedzieliśmy o tym, że Tufi Team w meczu z AVOCADO friends będzie grało w bardzo okrojonym składzie. Mimo to, wiedząc, że drużyna Mateusza Woźniaka wystąpi w zaledwie pięciu zawodników, nie zmieniliśmy naszego typu i wg nas to wciąż Tufi Team było faworytem spotkania. Początek meczu zdawał się potwierdzać nasze przypuszczenia. Po wyrównanym początku (5-5), to Tufi zdołało jako pierwsze wyjść na prowadzenie. W połowie seta, prowadzili już 12-8. Co ciekawe, w szeregach ‘Wegan’, na ten czas najwięcej punktów zdobył Matek Zaborowski, który w dotychczasowych meczach grał jako libero. Wracając jednak do meczu – po czterech atakach oraz dwóch asach serwisowych Szymona Straszaka, Tufi wyszło na prowadzenie 20-12 i spokojnie wygrało pierwszą partię. Druga odsłona nie była już takim spacerkiem. Początek seta rozpoczął się lepiej dla ‘Tuffików’, którzy wyszli na prowadzenie 9-5. Mniej więcej w połowie tej partii, ‘Weganie’ dokonali zmian personalnych. Na parkiecie zameldował się Patryk Okulewicz, który przeszedł na przyjęcie. Na ‘bombę’ przeszedł z kolei Miłosz Bazyliński, co sprawiło, że gra ‘Wegan’ zaczęła wyglądać coraz lepiej, a rywalizacja w secie nam się bardzo wyrównała (13-13). Tak zacięta partia trwała do stanu…24-26, przy którym ostatni punkt w secie dla swojej drużyny zdobył blokiem Łukasz Arciszewski. Ostatni set ułożył się zdecydowanie lepiej dla ‘Wegan’, którzy objęli prowadzenie 9-3. Wypracowana na początku seta zaliczka była utrzymywana aż do samego końca, kiedy AVOCADO stanęło przed szansą wykorzystania piłki setowej przy stanie 20-14. Mimo kilku nieudanych prób, ostatecznie drużyna Arka Kozłowskiego wygrała tę partię do 19, co w zasadzie pieczętowało uniknięcia bezpośredniego spadku.

Team Spontan – BH Rent MiszMasz

Jesteśmy tego pewni – Team Spontan powinien zrzec się swojej nazwy. Gdzie tu ‘spontan’ skoro ich mecze są przewidywalne do bólu? Za wynik 2-1, przed spotkaniem, dalibyśmy sobie uciąć rękę i wiecie co? Nadal byśmy ją mieli. Początek meczu rozpoczął się od wyrównanej walki obu drużyn (5-5). Jako pierwsi na prowadzenie wysunęli się ‘Spontaniczni’ (8-6). Przewaga dwóch – trzech punktów utrzymywała się z małym wyjątkiem (14-14) do samego końca i ostatecznie Miłosz Kuliński zadał ostatni cios i Spontan mógł cieszyć się z wygrania pierwszego seta. Druga partia rozpoczęła się w wymarzony dla Spontana sposób (8-4). Po chwili przewaga ta na chwilę nieco stopniała (9-7), ale z czasem można było odnieść wrażenie, że ‘Hotelarze’ przyjęli w tym secie rolę statystów. Taka postawa, przy jednoczesnej dobrej grze ‘Pomarańczowych’, sprawiła, że set zakończył się wynikiem 21-12 dla Spontana. Trzeci set miał być wisienką na torcie, kropką nad ‘i’, dopasowaniem ostatniego puzzla. I co? I gówno! Przepraszamy co bardziej wrażliwych za język, ale dokładnie w taki sposób mogą czuć się walczący o awans gracze Team Spontan. Walczący ‘o życie’ MiszMasz od początku tego seta wyglądał od swoich rywali najzwyczajniej w świecie lepiej. Poza niezłą grą własną ‘Hotelarzy’ na wynik punktowy składała się totalna niemoc w ataku, która zapanowała w szeregach ‘Oranje’. Finalnie MiszMasz zdobył jeden punkt, co pozwala im spać nieco spokojniej. Do pełni szczęścia jednak daleka droga.

Dziki Wejherowo – Craftvena

Do spotkania z Craftveną, Dziki Wejherowo przystępowały ze świadomością, że do mistrzowskiego tytułu potrzeba im wygranej. Mimo, że przed graczami w czerwonych koszulkach otworzyła się ogromna szansa na mistrzowski tytuł w trzeciej lidze, w protokole meczowym, po wykreśleniu nieobecnych, zostało zaledwie sześciu graczy. Mecz, zgodnie z oczekiwaniami, lepiej rozpoczęli gracze z Wejherowa (6-4). Po kilku atakach Daniela Kanieckiego Craftvena zdołała jednak wyrównać (9-9), lecz po chwili ponownie Dziki objęły prowadzenie (14-11), którego nie wypuścili już do samego końca i wygrali 21-17. Druga odsłona początkowo była bardzo wyrównana. Jako pierwsi na prowadzenie, po kombinacji udanych ataków Kanieckiego oraz mądrej kiwki Pawła Magdaleńskiego, wyszli ‘Rzemieślnicy’. W dalszej części gracze w czarnych koszulkach prowadzili już 18-14 i mimo, że w końcówce Dziki zdołały nieco odrobić stratę to finalnie ‘Rzemieślnicy’ cieszyli się z wygranej seta do 19. Przy takim układzie stało się jasne, że jeśli Dziki zdołają wygrać ostatnią partię, wygrają również całą ligę. Od początku seta to oni byli stroną dominującą i szybko objęli prowadzenie 9-5. W dalszej części przewaga ta się wyłącznie powiększała i pod koniec Dziki prowadziły już 17-9, co było jednoznaczne z tym, że za chwilę przechylą szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Podsumowując sezon, po rewelacyjnym początku przyszła mała zadyszka. Finalnie Dziki udowodniły, że byli najlepszą drużyną i zasłużenie wygrali ligę. Przed nimi ostatni mecz, w którym będą mieli okazje zmierzyć się z jedyną trzecioligową drużyną, która ich pokonała (Team Looz).