O faworycie czwartkowego spotkania w zapowiedzi pisaliśmy tak: ‘Wydaje nam się, że Dream Volley, choć gdybyśmy mieli stawiać na ten mecz kasę to postawilibyśmy na podział punktów.’ To zdanie obnaża, jak bardzo się wygłupiliśmy. Z drugiej strony, nasz typ z zapowiedzi miał poparcie w naszych przekonaniach. Wciąż w głowie mamy drużynę Dream Volley, dla której brak awansu w poprzednim sezonie był sportową porażką. Wtedy wynik sportowy można było tłumaczyć koronawirusem, sezonem inauguracyjnym dla dużej liczby zawodników czy sezonem na tzw. przetarcie. To, co jest pewne to fakt, że w drużynie brak jest obecnie kilku ogniw stanowiących o sile drużyny w poprzednim sezonie. Może warto w końcu porzucić myślenie, że Dream Volley zwojuje kiedyś drugą ligę? Obecnie drużyna w siedmiu meczach zanotowała aż trzy porażki, co jest wynikiem dalekim od oczekiwanego. Po przeciwnej stronie drużyny Dream są obecnie gracze Prometheus. Mimo, że gracze w niebieskich koszulkach są przez nas często niedoceniani, robią swoje i ogrywają kolejnych rywali. Drużyna Dream Volley była dokładnie czwartą drużyną z rzędu, która nie znalazła sposobu na przeciwstawienie się graczom Mykoli Pocheniuka. Dzięki zwycięstwu odniesionemu z zespołem Mateusza Dobrzyńskiego, ekipa Prometheus przesuwa się na trzecie miejsce w ligowej tabeli i ich szanse na podium rozgrywek są obecnie bardzo wysokie. Dream Volley po porażce spada z kolei na piątą lokatę i oczekuje na przyszłotygodniowy hit rozgrywek – mecz z BES-BLUM Nieloty.
Dzień: 2021-07-01
Ogrodnicy – ACTIVNI Gdańsk
W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że to Ogrodnicy będą faworytem czwartkowego starcia. Pisaliśmy również, że obecny sezon w ich wykonaniu mówiąc najdelikatniej jak się da – nie jest zbyt udany. Całość przypomina nam nieco sytuację z bajki Scooby-Doo. Jak zapewne pamiętacie były tam różne upiory, przed którym Kudłaty i Scooby mieli pełne portki. Epilog bajki był zawsze taki, że po zdemaskowaniu podrabiańca okazywało się, że zamiast upiora jest to zwykła popierdółka. Być może analogia ta jest zbyt ostra dla Ogrodników, ale czy nie mówimy o drużynie, która miała bić się o awans? Kiedy ligowcy skumali się, że Ogrodnicy są nieszkodliwi to przestawali się ich obawiać, a często nawet ich ogrywali. Właśnie z taką wiedzą do tego spotkania podeszli ACTIVNI. Przypomnijmy, że wciąż mówimy o drużynie, która w obecnym sezonie jeszcze nie wygrała. Drużyna Artura Kurkowskiego, mimo że z brakami kadrowymi i w zaledwie sześciu graczy, od początku meczu prezentowała się aktywnie. Pierwsza partia meczu była bardzo wyrównana. Po dwóch asach serwisowych Marcina Nowickiego, ACTIVNI wyszli na prowadzenie (12-8), które po chwili roztrwonili (13-13 oraz 13-15). Mimo niekorzystnego wyniku, ACTIVNI zdołali się podnieść i w końcówce, po asie Sebastiana Pietrasa i pojedynczym bloku, wspomnianego wcześniej rozgrywającego ACTIVNI wygrali 22-20. Drugi set nie był aż tak wyrównaną partią jak pierwsza. ‘Ogrodnicy’ szybko wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, które dociągnęli do końca seta. Trzeci set rozpoczął się od 9-5 dla drużyny Andrzeja Pipki. Z czasem ACTIVNI doprowadzili do stanu 14-13, ale końcówka, po kapitalnej zagrywce Czarka Labuddy należała do drużyny w czerwonych strojach.
Speednet – Bez Odbioru
Czwartkowy wieczór dla drużyny Bez Odbioru miał być zaledwie przystawką przed daniem głównym, czyli meczami z drużynami walczącymi o podium rozgrywek. Co tu dużo mówić. Miało być gładko, miło, fajniusio i przyjemnie. Miało. Był wkurw, było źle i podle. Było najgorzej w obecnym sezonie. Nie mówimy tu tylko o spotkaniu ze Speednetem. Podobnie było w meczu z TSS. Uważamy, że to nie był odpowiedni dzień dla drużyny Bez Odbioru, która notabene w tym elemencie, podobnie zresztą jak w innych prezentowała się blado. Z drugiej strony, umniejszanie Speednetowi, wskazując na słabość przeciwników byłaby zbyt dużą podłością, nawet jak na nasze standardy. Speednet zagrał w czwartkowy wieczór naprawdę bardzo dobre spotkanie i w pełni zasłużył na wygraną. Dodatkowo, potwierdził, że dobra dyspozycja w ostatnich meczach to nie przypadek, a coś, co powoli staje się normą. Pierwszy set rozpoczął się lepiej dla graczy w niebieskich koszulkach. Bez Odbioru zagrało tak, jak na faworyta przystało. Mimo wyrównanej walki do drugiej połowy seta, końcówka należała do Bez Odbioru, którzy wygrali tę partię do 17. Drugi set rozpoczął się od 2-3 punktowej przewagi Speednetu. W drugiej części seta przewaga ta została powiększona do pięciu oczek i Speednet wygrał tę partię doprowadzając do remisu w rywalizacji. Trzeci set lepiej rozpoczęli ‘Programiści’. Drużyna Bez Odbioru, nie mogła złapać swojego rytmu, a w dodatku popełniała przy tym błędy własne, które sprawiały, że gracze w niebieskich koszulkach byli nad wyraz sfrustrowani. Jedną z sytuacji, która dobitnie pokazała, że jak nie idzie to nie idzie był moment, w którym rozgrywający Bez Odbioru – Jakub Nowak złapał piłkę w ręce, będąc przekonany, że gwizdek dobiegł z jego boiska. Był to moment, w którym Speednet prowadził 10-6. Mimo tak niekorzystnego wyniku, po dwóch blokach Grzegorza Dymińskiego mieliśmy (11-11), jednak dalsza część należała do Speednetu, który stał się sprawcąi dużej niespodzianki wygrywając do 18, a całe spotkanie 2-1.
Oliwa Team – Range Soft VT
Jako, że wystarczająco mocno ulało nam się w stosunku do Oliwy przy okazji podsumowania ich meczu z BL Volley, tym razem obiecujemy, że będą to zwykłe pieszczoty. Często bywa bowiem tak, że jeśli metoda kija nie pomaga, aby zmobilizować drużynę, należy dać marchewkę. Ktoś, komu wydaje się, że postrzegamy Oliwę jako zwykłych cieniasów, nienadających się do drugiej ligi, jest w dużym błędzie. Oliwa potrafi grać w siatkówkę. Ba, kiedy mają swój dzień potrafią grać kapitalnie. Słowa krytyki wynikają właśnie z tego powodu. Gdyby ‘Oliwiacy’ mówiąc kolokwialnie – nie ogarniali, uwierzcie nam na słowo – nie krytykowalibyśmy ich. Przechodząc do meczu z Range Softem. W czwartkowy wieczór po raz kolejny zobaczyliśmy nowe zestawienie zawodników tej drużyny. Do składu po urlopie wrócił Piotr Skierkowski. Ponadto, do drużyny przed meczem dołączył Filip Ziółkowski, którego anonsowaliśmy już w zapowiedzi. Początek meczu rozpoczął się lepiej dla graczy z serca Gdańska (9-6). Z czasem Range Soft zdołał doprowadzić do wyrównania 13-13, ale w końcówce, po asie serwisowym Macieja Pochyluka, Oliwa wygrała seta do 19. W pierwszej połowie drugiego seta wydawało się, że Oliwa zdoła pójść za ciosem i finalnie wygrać mecz. W pewnym momencie prowadzili już (10-6), ale jak widać, taką zaliczkę można roztrwonić. Dość powiedzieć, że po chwili zrobiło się (13-10) dla Range Soft, którzy z kolei nie mieli problemów z wygraniem tej partii do 18. W trzecim secie ‘Rangersi’ zdołali wyjść na czteropunktowe prowadzenie i spokojnie wygrać tę partię do 17. Z przebiegu meczu trzeba przyznać to, że wygrała drużyna lepsza.
Craftvena – Team Looz
W zapowiedziach przedmeczowych pisaliśmy, że Team Looz złapał ostatnio taką formę, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby wygrali całą trzecią ligę. Ich poprzednie trzy mecze zakończyły się wynikami 3-0, dzięki czemu drużyna wskoczyła do czołowej piątki trzeciej ligi. Jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Byliśmy niemal przekonani, że Team Looz w meczu z Craftveną będzie chciało sięgnąć po komplet punktów, i co chyba ważniejsze – ma ku temu wszelkie argumenty. Mecz sąsiadów w tabeli rozpoczął się od prowadzenia Team Looz (7-3). Z czasem wynik ten był jeszcze bardziej okazały (11-3), ale po kapitalnym otwarciu przyszedł moment, w którym drużyna zaczęła popełniać błędy. Tych nie było rzecz jasna na tyle dużo, aby zmieniły oblicze seta, w którym to Team Looz był stroną dominującą. Set zakończył się ich wygraną 21-12 i jeśli mielibyśmy jednym słowem wskazać taki stan rzeczy, napisalibyśmy: przyjęcie. W drugim secie Craftvena zaczęła grać w końcu na miarę swoich możliwości. Partia ta była bardzo wyrównana – niestety tylko do jej połowy (9-9). Od tego momentu drugi bieg włączyli gracze Team Looz i finalnie wygrali ją do 14. Trzeba jednak przyznać, że w drugiej odsłonie Craftvena zaprezentowała się o niebo lepiej niż w pierwszym secie, co pozwalało sądzić, że trzeci set będzie wyrównany, nie tylko do pewnego momentu. Cóż, to było klasyczne zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Looz rozpoczął tę partię od prowadzenia 6-0. Dalej nie mieli odrobiny litości dla swoich rywali i finalnie set ten zakończył się jednym z najwyższych wyników w trzeciej lidze, w obecnym sezonie.
Trójmiejska Strefa Szkód – Bez Odbioru
Pojedynek pomiędzy Trójmiejską Strefą Szkód a Bez Odbioru, przed spotkaniem elektryzował jedynie zawodników obu drużyn. Wszystko za sprawą tego, że mierzyły się ze sobą ekipy, które na pierwszy rzut oka nie miały prawa stworzyć emocjonującego starcia. Przypomnijmy, że mierzyły się ze sobą zespoły znajdujące się na ostatnim oraz trzecim miejscu w tabeli. Przyznamy, że sami wpadliśmy w pułapkę tego, że będzie to szybkie 3-0 i do domu. Nie tym razem. Już na rozgrzewce przedmeczowej widać było, że w ekipie Bez Odbioru coś ewidentnie nie trybi. Można było odnieść wrażenie, że zawodnicy poubierani w jednolite koszulki to zbieranina przypadkowych gości, a nie drużyna znajdująca się na trzecim miejscu w tabeli. Mecz rozpoczął się lepiej dla TSS-u. Po kilku błędach Bez Odbioru, TSS wyszedł na prowadzenie 5-1. Z czasem TSS po naprawdę dobrej grze zyskiwał coraz bardziej (12-3; 17-8). W końcówce ekipa Bez Odbioru zaczęła szaleńczą pogoń za swoimi rywalami, ale strata była zbyt duża i to TSS po ataku Damiana Chojanckiego wygrał pierwszą odsłonę do 17. Drugi set rozpoczął się identycznie jak pierwszy – od prowadzenia TSS-u (5-1). Po zagrywkach Michała Ryńskiego, Trójmiejska Strefa Szkód miała jednak olbrzymie problemy z przyjęciem, przez co na tablicy wyników pojawił się remis (7-7). Wyrównana walka trwała do końcówki seta, w której górą byli zawodnicy Bez Odbioru. Wskazując przyczyny porażki TSS-u w tej partii wymienilibyśmy wspomniane wcześniej problemy z przyjęciem i sporą liczbę błędów własnych. Ostatni set od samego początku był bardzo zacięty i przez długi fragment żadna z drużyn nie mogła wyjść na dwupunktowe prowadzenie. Jako pierwsi dokonali tego gracze Bez Odbioru i finalnie to oni wygrali seta do 17, a cały mecz 2-1.
Craftvena – Speednet 2
O mobilizację w drużynie Craftveny w czwartkowy wieczór byliśmy spokojni. W trakcie wieczornej sesji, ekipa Bartka Zakrzewskiego miała zaplanowane dwa spotkania. Pierwszym rywalem była drużyna Speednet 2, drugim zaś Team Looz. Biorąc pod uwagę sytuację w tabeli czy sam potencjał obu drużyn wydawało się, że spotkanie do którego miało dojść o godzinie 19:00 było tym teoretycznie łatwiejszym zadaniem. Z drugiej strony, takie mecze bywają bardzo często problematyczne, o czym w czwartek przekonała się chociażby ekipa Portu Gdańskiego. Craftvena, w odróżnieniu od ‘Portowców’, podeszła do spotkania bardzo skoncentrowana. Gracze w czarnych koszulkach pamiętali, co wydarzyło się 5 listopada i zaczęli mecz od prowadzenia 3-0. Po kilku chwilach okrzyknięty jakiś czas temu Wilfredo Leonem Łukasz Anyszkiewicz doprowadził do wyrównania. Z czasem Speednet prowadził już nawet 10-7, ale później nastąpił moment, w którym przez długi czas nie mogli zrobić przejścia. Z trzypunktowego prowadzenia zrobiło się po chwili 21-12 dla ‘Czarnych’ i nie mamy tu bynajmniej na myśli ekipy, w której występuje wspomniany wcześniej Łukasz Anyszkiewicz. W drugim secie Craftvena zagrała jeszcze lepiej niż w pierwszym. Speednet nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki, w efekcie czego Craftvena wygrała do 11. Trzeci set, podobnie jak dwa pierwsze, rozpoczął się od prowadzenia Craftveny. Po asie serwisowym Bartka Zakrzewskiego było już 13-8 i w zasadzie emocje w tym spotkaniu się skończyły. Craftvena w dobrym stylu wygrała spotkanie w stosunku 3-0.
Port Gdańsk – DNV S*M*A*S*H
Przed czwartkowym spotkaniem pisaliśmy o tym, że ‘Portowcy’ chcąc nawiązać wynikami do poprzednich, bardzo udanych sezonów, muszą wreszcie spiąć cztery litery i wygrać mecz za komplet punktów. Przed meczem drużyna znajdowała się bowiem na szóstym miejscu w ligowej tabeli, które jak wiadomo nie premiuje do gry w grupie mistrzowskiej i walki o medale. Czwartkowe spotkanie miało dać również odpowiedź na to, czy problemy ‘Portowców’ były chwilowe, czy może są one nieco głębsze. Ponadto, w meczu przeciwko DNV, w protokole meczowym było trudno szukać najskuteczniejszego gracza Portu – Karola Polanowskiego. To nie koniec niespodzianek. W trakcie spotkania na rozegraniu zobaczyliśmy Piotra Baja. Początek meczu należał do drużyny DNV, która szybko wypracowała sobie kilkupunktową zaliczkę (5-2). Z czasem ‘Portowcy’ zdołali wyrównać, ale druga połowa seta należała do DNV, które dość niespodziewanie wyszło na prowadzenie 18-10. Kiedy wydawało się, że koniec pierwszej partii jest już na wyciągnięcie ręki, ‘Portowcy’ wzięli się w garść i zaczęli powoli odrabiać punkty. To, że drużynie z doków udało się wygrać tę partię jest po prostu niebywałe. Z pewnością DNV mogło po tym secie czuć duże rozczarowanie. Drugi set, podobnie jak pierwszy, rozpoczął się lepiej dla DNV. To trwało jednak krótką chwilę, bowiem ‘Granatowi’ wyszli na prowadzenie 8-4. W trakcie seta, mimo słabszych fragmentów, w których rywal wyrównywał stan rywalizacji to jednak ‘Portowcy’ kontrolowali przebieg gry. Ostatecznie partia ta zakończyła się wynikiem 21-18. Do pełni szczęścia, ekipa Arkadiusza Sojko musiała postawić kropkę nad ‘i’ i wygrać ostatniego seta. Ten zaczął się dla nich wyjątkowo niekorzystnie (1-7). Z czasem drużyna zdołała zniwelować stratę, ale DNV w tym secie było za mocne i pewnie wygrało go do 11. Trzeba przyznać, że było to zdecydowanie najlepsze spotkanie drużyny z ulicy Łużyckiej. Przy odrobinie szczęścia to właśnie oni powinni dziś wygrać mecz. Jeśli chodzi o Port to z obecną formą o grupę mistrzowską będzie niezwykle trudno.