Dzień: 2021-06-24

Ogrodnicy – Range Soft VT

Kilkanaście minut przed napisaniem tego podsumowania obiecaliśmy sobie, że nie będziemy zbyt surowi dla Ogrodników. Mijały minuty, ręce świerzbiły i stwierdziliśmy, że jeśli nie mamy pisać szczerze to wolimy nie pisać wcale. Czwartkowy wieczór miał być punktem zwrotnym dla drużyny Andrzeja Pipki. Dwie wygrane odniesione w spotkaniach z Szach-Mat oraz Range Soft miały sprawić, że w ekipie odżyłby temat podium oraz awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. Z siedmiu rozegranych do tej pory spotkań, Ogrodnicy wygrali zaledwie trzy. Wydaje się, że to zdecydowanie zbyt mało do tego, aby myśleć o realizacji zamierzonego celu. Mimo, że do końca sezonu zostało trochę spotkań to nie możemy wyzbyć się poczucia, że Ogrodnicy są jednym z największych rozczarowań obecnego sezonu. Pal-licho mecz z Szach-Matem, bo z nimi przegrywa w zasadzie każdy. Uważamy, że Ogrodnicy powinni stanąć na wysokości zadania i wygrać spotkanie z Range Soft. Tymczasem, gracze w czerwonych koszulkach wyglądali na tle swoich rywali niezbyt atrakcyjnie. Uważamy, że największym problemem, który niczym rak zżera obecnie drużynę to brak nominalnego rozgrywającego. W trzecim secie doszło do zmiany, w której dość ciężko szukać logiki. Na rozegranie trafił bowiem Andrzej Pipka, który do tego momentu był najlepiej punktującym graczem swojej drużyny. Eksperymenty, zmiany, próby, roszady, rewolucje. Z pewnością wszystkie te elementy, do których dochodzi kilka razy w meczu, nie pomagają Ogrodnikom w kompletowaniu punktów. Czy problemy te w konsekwencji przesądzą o tym, że Ogrodnicy wypiszą się z walki o mistrzostwo? Będąc szczerym, jest to wysoce prawdopodobne. Jeśli chodzi o Range Soft to najgorsze za nimi. W terminarzu mieli mecze z Letnim, Dream, Szachmatem, Nielotami, wreszcie w czwartkowy wieczór z Ogrodnikami. Uważamy, że cztery zwycięstwa w siedmiu spotkaniach przy takim terminarzu są bardzo dobrym wynikiem. Teoretycznie łatwiejsi rywale – dopiero przed nimi.

Bez Odbioru – Omida Team

Czasy, w którym na myśl o meczu z Omidą rywale mieli pełne portki, już za nami. Kiedyś twierdza Omida była niemal niezdobyta. Obecnie może do niej wejść dosłownie każdy. Jakby tego było mało osoba, która do niej wchodzi pozwala sobie na dużo więcej niż można byłoby sobie wyobrazić. Całość przypomina sytuację, w której niechciany i zarazem nieproszony gość wbija wam na chatę, opróżnia lodówkę, klepie po tyłku waszą drugą połówkę, a kiedy mu się nudzi i postanawia wyjść to umorusane psimi odchodami buty wyciera w Waszą wykładzinę. Wszystko to przy Waszej biernej postawie. O, właśnie mniej więcej tak widzieliśmy czwartkowe spotkanie pomiędzy obiema drużynami. W zasadzie to mieliśmy już kończyć i zacząć standardowy opis, kto miał fajny blok, kto straszył na bombie itd. Nie dzisiaj. Jedyne, co w czwartkowy wieczór straszyło to dyspozycja Omidy. Uważamy, że czwartkowe spotkanie było najgorszym od… nie pamiętamy w zasadzie kiedy. Może od zawsze? W czwartkowy wieczór miał być mecz z Bez Odbioru. Był, ale oprócz tego, w wykonaniu Omidy był również Bez Sensu, Bez Polotu, Bez Finezji, Bez Pomysłu. A co tam. BEZNADZIEJNY. Tak nie gra mistrz Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Jeśli Omida się szybko nie ogarnie to obrona tytułu mistrzowskiego pozostanie jedynie mokrym snem ‘Logistyków’. Obecnie naprawdę poważnie zastanawiamy się, czy w takiej dyspozycji Omida byłaby w stanie zostać mistrzem drugiej ligi. Zostawmy jednak drużynę Konrada Gawrewicza. Z tego miejsca należy pochwalić ekipę Bez Odbioru, która podniosła się po porażce odniesionej w meczu z Volley Gdańsk. Od pierwszego gwizdka sędziego, po graczach w niebieskich koszulkach widać było zaangażowanie, które pozwoliło na odniesienie zwycięstwa w stosunku 2-1.
 

Dream Volley – Team Spontan

Drużyna Team Spontan przystępowała do spotkania z Dream Volley po efektownym zwycięstwie odniesionym nad drużyną BL Volley. Nie trzeba śledzić rozgrywek SL3 od deski do deski, by wiedzieć, że Dream Volley zdaje się być znacznie bardziej wymagającym rywalem aniżeli ekipa Wojciecha Strychalskiego. To, czy rzeczywiście tak jest, miało zostać zweryfikowane po pierwszym gwizdku sędziego. Przypomnijmy, że ekipa Dream Volley podchodziła do spotkania ze Spontanem z pewnego rodzaju aurą, która wytworzyła się wokół drużyny. Przez wiele osób Dream Volley jest uważany za jednego z głównych faworytów do awansu. Taką opinię można znaleźć między innymi na fanpage’u drużyny Range Soft VT. Co tu dużo mówić, sami bardzo często czy to w magazynach czy podsumowaniach o tym pisaliśmy. Mimo to, w zapowiedziach bardzo często próbujemy pokazać naszym czytelnikom drugie dno. Jeśli wszyscy wskazują drużynę jako faworyta, my wskazujemy potencjalne zagrożenie. Nie inaczej było w przypadku drużyny Mateusza Dobrzyńskiego. W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że trzy zwycięstwa na inaugurację zostały odniesione z dolną częścią tabeli. Kiedy przyszedł mecz z silnym rywalem, Dream przegrał. Czwartkowego rywala – drużynę Team Spontan również wrzuciliśmy do koszyczka z nazwą drużyny z ligowego topu. Po tej zapowiedzi musimy sobie odpowiedzieć na pytanie – czy po czwartkowej porażce Dream Volley nadal zalicza się do drużyn, które powalczą o awans? Zaczynamy mieć wątpliwości. Przypominamy, że do osiągnięcia sukcesu potrzebny jest również dobry mental. Uważamy, że sfera ta przyczyniła się do porażki drużyny ze Spontanicznymi. Jak inaczej nazwać kuriozalną sytuację, w której sędzia zakończył seta, przyznając punkt Spontanowi, po czerwonej kartce dla Wojtka Fuszary? Przechodząc do Spontana – ciekawa sytuacja. Mimo wygranej w meczu, w którym nie byli faworytem, ‘Nuggetsi’ nie byli zadowoleni. Uważali oni bowiem, że w czwartkowy wieczór nie zdobyli pięciu punktów, a stracili jeden. Mentalność zwycięzcy. Obecna sytuacja Spontana robi się coraz ciekawsza.

BH Rent MiszMasz – Prometheus

Zgodnie z tym, o czym pisaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej, Prometheus dzięki dwóm zwycięstwom przesunął się w tabeli na wysokie, trzecie miejsce. Czwartkowe spotkanie przeciwko drużynie BH Rent MiszMasz miało pokazać, czy gracze w niebieskich koszulkach zasługują na tak wysokie miejsce, a kto wie, być może mogą pomyśleć o jeszcze wyższej lokacie. Co ciekawe, ligowi stranieri mieli nieco ułatwione zadanie. Spora część zawodników tej drużyny oglądała spotkanie z trybun. Czy to właśnie wtedy ‘Niebiescy’ zlokalizowali ‘wąskie gardło’ MiszMaszu? O tym za chwilę. Początek meczu obie drużyny rozpoczęły dość mocno. Zarówno jedna, jak i druga strona popełniała mało błędów, a ich gra mogła się naprawdę podobać. Pierwsi na prowadzenie wyszli gracze Prometheus. Moment ten był dokładnie tym samym, w którym w czwartkowy wieczór rozpoczął się koszmar drużyny MiszMasz. Zaczęło się niewinnie – od asa serwisowego rozgrywającego Antona Hukasova. Kiedy gracz ten po chwili dołożył kolejnego asa, ‘Hotelarze’ zdecydowali się na wzięcie czasu. Ten na niewiele się zdał, bowiem tuż po przerwie, wspomniany wcześniej zawodnik dołożył trzeciego asa. Tak, to nie był przypadek. W ciągu całego spotkania Prometheus zaliczył łącznie 11 asów serwisowych, co w drugiej lidze nie jest obrazkiem dość często spotykanym. Nie chcemy się zbytnio pastwić nad ‘Hotelarzami’, ale problemy z przyjęciem tego dnia aż biły po oczach. Wracając do pierwszego seta, ten dzięki kilkupunktowej przewadze wypracowanej w połowie partii, do 14 wygrała ekipa Prometheus. Drugi set rozpoczął się lepiej dla MiszMaszu, którzy wyszli na prowadzenie 9-7. W zasadzie do drugiej połowy seta nic nie zapowiadało, że MiszMasz mógłby tego seta przegrać. Hotelarze prowadzili już 14-11. Kiedy myślami byliśmy przy trzeciej odsłonie, drużyna Prometheus zdobyła osiem punktów z rzędu i wysunęła się na prowadzenie 19-14. To oznaczało w zasadzie koniec drugiej partii. Na początku trzeciego seta asem serwisowym popisał się Vladyslav Boiko i był to dokładnie dziesiąty as drużyny w meczu. Dla porównania, MiszMaszowi, sztuka ta udała się dwukrotnie. Po bardzo wyrównanej pierwszej połowie seta, z czasem zarysowała się delikatna przewaga MiszMaszu, który w odróżnieniu od drugiej odsłony, tym razem nie spartolił okazji i wygrał do 19.

Bez Odbioru – Volley Gdańsk

Rzadko zdarza się, aby jedna z drużyn rozegrała jednego dnia dwa tak wymagające spotkania. Przypomnijmy, że drużyna Bez Odbioru grała w czwartkowy wieczór zarówno z Volley Gdańsk jak i Omidą Team. Pierwszym rywalem ‘Niebieskich’ była ekipa w ‘żółto-czarnych’ strojach. Mecz rozpoczął się lepiej dla drużyny Macieja Kota. Po atakach Grzegorza Dymińskiego i Michała Ryńskiego, ‘Niebiescy’ wyszli na prowadzenie 6-4 i 9-6. Po chwili dwoma skutecznymi blokami popisał się jednak środkowy Volley Gdańsk – Dawid Glaner, dzięki czemu po chwili na tablicy wyników mieliśmy remis (10-10). Wyrównana walka trwała niemal do samego końca, w której na pojedynczym bloku Aleksandra Tobolewskiego złapał Kuba Firszt i po chwili Volley cieszył się z wygranej pierwszej partii. Drugi set zaczął się od delikatnej przewagi ‘Niebieskich’. Z czasem gra się wyrównała, lecz przy stanie 14-13 dla Bez Odbioru, uaktywniły się problemy z przyjęciem Volleya, które sprawiły, że przewaga wzrosła do czterech oczek (18-14). Taki wynik sprawił, że w secie w zasadzie skończyły się emocje. W setach 1-1. Trzeci set układał się lepiej dla Volley Gdańsk. Po błędzie w komunikacji na linii Jakub Nowak – Sławomir Mizeraczyk, Volley Gdańsk wyszedł na czteropunktowe prowadzenie (10-6). Przy stanie 18-13, gdy wydawało się, że mecz jest niemal rozstrzygnięty, w szeregach Volley zrobiło się nieco nerwowo. Wszystko za sprawą tego, ze Bez Odbioru zdobyli trzy punkty z rzędu, ale po ataku Kuby Firszta mecz był w zasadzie zakończony. Volley Gdańsk dzięki zwycięstwu umacnia się na pozycji wicelidera rozgrywek.

BL Volley – Team Spontan

Po bardzo udanym początku sezonu, w którym BL Volley wygrało arcyważne spotkanie barażowe z drużyną Dziki Wejherowo, a po kilku dniach, bez najmniejszych problemów ograli Chilli Amigos, by następnie zdobyć punkt z faworyzowanymi Nielotami wydawało się, że obecny sezon będzie znacznie bardziej udany niż sezon Jesień’20. Po przegranym meczu ze Spontanem nie przekreślamy szans na to, aby miało być inaczej, jednak sytuacja się nieco komplikuje. BL Volley przegrało spotkanie 0-3 i mamy co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony, Team Spontan był faworytem tego spotkania i każdy inny wynik niż wygrana ‘Nuggetsów’ byłaby niemałym zaskoczeniem. Z drugiej zaś strony, w drugiej lidze drużynie BL zostały same spotkania, w których nikt im punktów za darmo nie odda. Nie trzeba być znawcą, aby dostrzec, że poziom drugiej ligi w ostatnim czasie się bardzo podniósł. Jeśli BL chce uniknąć scenariusza z sezonu Jesień’20 to powinien czym prędzej zacząć punktować. Nawet z faworyzowaną drużyną. Jeśli mogli zdobyć punkt z Nielotami to są w stanie zdobyć z każdą inną ekipą. Mecz ze Spontanem zaczął się od wyrównanej walki, w której żadna ze stron nie chciała odpuścić. Pierwsi na kilkupunktowe prowadzenie wyszli faworyzowani gracze Team Spontan. Po dwóch asach serwisowych Kuby Kozłowskiego, którego w poniedziałek zobaczyliśmy na środku, drużyna prowadziła 15-9 i spokojnie wygrała pierwszą partię do 14. Drugi se, był wyrównany do połowy partii. W momencie, kiedy Spontan włączył drugi bieg, gracze BL Volley nie byli w stanie nawiązać równorzędnej walki i, podobnie jak w pierwszej odsłonie, przegrali do 14. Jeśli ktoś spodziewał się większych emocji w trzecim secie, musiał czuć rozczarowanie. BL, podobnie jak miało to miejsce wcześniej, było w stanie nawiązać walkę tylko do pewnego momentu. Ostatecznie partia ta zakończyła się wynikiem 21-12 i 3-0 dla Spontana.

BH Rent MiszMasz – Oliwa Team

Sami nie wiemy, co mamy Wam napisać o drużynie Oliwa Team. Gdzie w tym wszystkim sens, gdzie logika? Znaków zapytania w kontekście drużyny Oliwy jest bez liku. Jak inaczej wytłumaczyć wyniki tej ekipy? Nie minęło nawet kilka dni od kapitalnego spotkania Oliwy z Nielotami, a w czwartkowy wieczór dostajemy takie coś? Przecież ten mecz w przypadku drużyny z Oliwy to był zwykły paździerz. Ile razy widzieliśmy scenariusz, w którym w jednym secie ręce same składają się do oklasków, by po chwili gra Oliwy była przyjemnością porównywalną do kolonoskopii lub wyrywania ósemki? Gdyby poszczególnych zawodników Oliwy na wakacjach porwał jakiś meksykański kartel i chciałby się nad zawodnikami znęcać w najbardziej okrutny sposób – z pewnością puszczałby im fragmenty ich spotkań. Czytając to podsumowanie, prawdopodobnie zastanawiacie się, czemu jesteśmy aż tak bezwzględni. Odpowiedź jest bardzo prosta. Bo wiemy, że Oliwa potrafi, a kiedy przegrywa to najczęściej przez własne głowy. Efekt tego jest taki, że spadkowicz z pierwszej ligi zamiast walczyć o powrót do elity, zajmuje obecnie dopiero dziesiąte miejsce. Na koniec chcielibyśmy podkreślić jedną rzecz. To, że krytykujemy Oliwiaków nie oznacza, że w jakiś sposób umniejszamy MiszMaszowi. Dla drużyny Tomka Walaskowskiego była to trzecia wygrana z rzędu. Na rozkładzie – Volley Kiełpino, Ogrodnicy oraz właśnie Oliwiacy. Gdyby ktoś przed sezonem powiedział nam, że MiszMasz zanotuje serię z takimi rywalami, popukalibyśmy się w głowę. Obecnie uważamy, że drużyna ma naprawdę wysoko sufit i z czasem będą prezentowali się tylko lepiej.

Ogrodnicy – SzachMat

Być może zabrzmi to źle, ale powoli zaczyna wyglądać na to, że drużyna Szach-Mat psuje nam zabawę. Podczas, gdy cała druga liga się ze sobą boksuje i wyniki są absolutnie szalone i nieprzewidywalne – ‘Szachiści’ zdają się tę zabawę mieć w głębokim poważaniu. Jak inaczej wytłumaczyć to, że drużyna Przemysława Lewandowskiego wygrała siedem z ośmiu spotkań i ma obecnie aż sześć punktów przewagi nad drugą drużyną w tabeli? Przyznamy szczerze, że liczyliśmy na nieco więcej emocji. Na to, że jeśli Szach-Mat dostanie rywala z wagi ciężkiej to będziemy świadkami drugoligowego dreszczowca. Mówiąc najprościej jak się da – nic z tego. Szachiści od początku meczu wjechali na taki poziom, że Ogrodnicy mogli się jedynie biernie przyglądać. Oczywiście w trakcie spotkania mieli swoje przebłyski, niekiedy mieli całkiem fajne fragmenty, ale cóż z tego? Przypomnijmy, że wciąż mówimy o drużynie, która w swoim składzie ma kilku zawodników z pierwszej ligi. Mamy nadzieję, że chłopaki się nie obrażą, ale guzik z tego wynika. Jeśli nie znalibyśmy przeszłości zawodników w SL3 i mielibyśmy wskazać palcem ex pierwszoligowców – bez wahania wskazalibyśmy na graczy Szach-Mat. Cóż, wydaje się, że azymut na tytuł mistrzowski został obrany. Jeśli Ogrodnicy nie byli w stanie urwać ‘Szachistom’ ani jednego punktu to która z ekip będzie potrafiła? Czy dla mających pięć spotkań do końca ligi ‘Szachistów’ to ostatnia prosta w drodze do mistrzostwa

Team Looz – Dziki Wejherowo

Spotkanie pomiędzy Team Looz a Dzikami Wejherowo anonsowaliśmy jako hit trzecioligowych rozgrywek. Przypomnijmy, że zmierzyły się w nim: drużyna, która jak dotąd wygrała wszystkie mecze w stosunku 3-0 (Dziki) oraz drużyna, która kilka dni temu pokazała kapitalną formę w meczu przeciwko ekipie Port Gdańsk. Mimo, że przed spotkaniem jako faworyta wskazaliśmy Dzików to podskórnie przeczuwaliśmy, że Team Looz będzie najtrudniejszym z dotychczasowych rywali drużyny Filipa Stabulewskiego. Początek meczu rozpoczął się dość wyrównanie. Pierwsi na prowadzenie wyszli gracze Radosława Sadłowskiego (12-6). Na taki, a nie inny wynik złożyły się dobra gra Looz oraz spora liczba błędów własnych Dzików. Wraz z biegiem pierwszego seta, problemy te zdawały się piętrzyć. Problem z przyjęciem i wykończeniem własnej akcji uniemożliwił graczom z Wejherowa nawiązanie walki i ostatecznie set ten zakończył się wynikiem 21-16 dla Team Looz. Drugi set nie odmienił gry drużyny w czerwonych strojach. Dziki wciąż popełniały szkolne błędy, np. wtedy, kiedy popełnili błąd ustawienia, przez co punkt zdobyli ich rywale. Mimo wyrównanego środka seta, końcówka należała do Team Looz, którzy dzięki skutecznej grze na siatce wygrali partię do 17. Trzeci set był najbardziej wyrównany. Był to również set, w którym wydawało się, że Dzikom uda zdobyć się choćby punkt. Po dwóch asach serwisowych kapitana graczy z Wejherowa, drużyna ta wyszła na prowadzenie 17-15. Na asy Filipa Stabulewskiego po chwili odpowiedział jednak środkowy Team Looz – Hubert Pora i po chwili Team Looz cieszył się z kompletu punktów. Niesamowita metamorfoza drużyny, która na naszych oczach w ostatnich dniach zamieniła się z poczwarki w motyla.