Mecz pomiędzy Szach-Matem a Nielotami miał być prawdziwym świętem siatkówki. Czy tak doprawdy było? Cóż. Nie jesteśmy wybredni, ale jeśli mielibyśmy na siłę się czegoś czepiać to tego, że w pierwszym i drugim secie nie mieliśmy sytuacji, w której wynik partii byłby niewiadomą. Z drugiej strony, gołym okiem widać było, że zawodnicy obu drużyn doskonale wiedzą, o co w tym sporcie chodzi. Nie trzeba było mieć wyjątkowo oka, by dostrzec, że grały ze sobą drużyny z górnej połówki w tabeli. Mecz lepiej rozpoczęli ‘Szachiści’. Zanim się obejrzeliśmy wyszli oni na pięciopunktowe prowadzenie 7-2. W tym momencie po zawodnikach widać było, że dobrze się bawią i są wręcz w doskonałych nastrojach. Z naszej perspektywy była to jednak chwilowa dekoncentracja, po której ich rywale nieco zniwelowali tę różnicę. Po chwili jednak ‘Szachiści’ ponownie narzucili tempo, którego rywale nie wytrzymali i ostatecznie partia ta zakończyła się 21-13. Przyznamy szczerze, że po takim secie nie wierzyliśmy, że Nieloty będą w stanie się podnieść. Ci, zastosowali najwidoczniej metodę o kryptonimie: ‘podpuścić – skasować’. Drugi set w wykonaniu ‘Pingwinów’ to był poziom, którego w obecnym sezonie w ich wykonaniu nie widzieliśmy. Gdyby drużyna Mateusza Bone grała w taki sposób jak w drugim secie, dziś mieliby komplet punktów. Wynik seta 21-11 dla Nielotów! O wygranej w meczu musiał zadecydować trzeci – najbardziej wyrównany set. Ten zaczął się lepiej dla Nielotów. Po dwóch punktach z rzędu Mateusza Wilczewskiego, ‘Pingwiny’ prowadziły już 10-6. Z czasem zrobiło się 17-10. Trudno w to uwierzyć, ale ‘Szachiści’ zdołali doprowadzić do wyrównania 17-17, jednak w końcówce na prowadzenie swoją drużynę wyprowadził Michał Falkiewicz i ostatecznie to Nieloty wygrały tę partię! Tym samym dobiegła końca passa czterech zwycięstw z rzędu drużyny Szach-Mat.
Dzień: 2021-06-17
Volley Kiełpino – Team Spontan
Wiecie jak się obecnie czujemy? Wstyd się przyznać, ale czujemy się dokładnie tak, jakby ktoś namówił nas na pokazy garnków, a my jak ostatni frajerzy, wykupilibyśmy cały asortyment. Jeśli szukacie klucza do tej analogii, spieszymy z wytłumaczeniem. Nie chodzi tu o samych zawodników z Kiełpina. Z ich strony przechwałek nie było. Wokół drużyny zrodził się w ostatnim czasie pewien mit. Gdzie przed ligą nie przyłożyłoby się ucha to właśnie podopiecznych Fabiana Polita wskazywano jako jednego z faworytów do wygrania ligi. Dodatkowo, gracze pierwszoligowi zasilając drużynę sprawili, że sami w to uwierzyliśmy. Po tym, jak wyglądają ostatnio gracze z Kiełpina zastanawiamy się jednak, czy większym durniem okazała się osoba kupująca garnki za 10 koła, czy może jednak osoba, która uwierzyła w to, że Volley Kiełpino zwojuje ligę. Nie wiemy, czy na usprawiedliwienie można tu podać fakt, że Volley zagrało w zaledwie sześciu graczy, a na sypie zobaczyliśmy Miłosza Szymczaka, który od kiedy zaczął chodzić, grał jako libero. To oczywiście nie wszystko, listę perturbacji odczytywalibyśmy dłużej niż wszystkie zarzuty, które kiedykolwiek zostały postawione Zbigniewowi Stonodze. Słówko o Team Spontan – początek sezonu w ich wykonaniu należy uznać za udany. Ogolenie Kiełpiniaków i Oliwiaków, bez względu na okoliczności – musi robić wrażenie.
Letni Gdańsk – Range Soft VT
Historia lubi się powtarzać. I to zazwyczaj ta, która boli najbardziej. Już w zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że drużyna Range Soft VT jest dla Letników wspomnieniem równie chętnie przywoływanym jak przykry oddech księdza z konfesjonału. Inaczej – wydaje nam się, że drużyna Range Soft VT jest dla Letników dokładnie takim samym przeciwnikiem, jakim dla Nielotów jest właśnie drużyna Letniego Gdańska. W obu przypadkach wyniki weryfikują przedmeczowe typy. Wracając do rywalizacji Letniego z Range Soft. Ten sam faworyt, ten sam wynik, to samo boisko. Wreszcie tak samo jak wtedy to Letnicy wygrali pierwszego seta, by kolejne dwa przegrać. Pierwszy set, gracze w granatowych trykotach zaczęli z przytupem, strasząc swoich przeciwników ze środka. W odsłonie tej zawodnicy w granatowych koszulkach wyszli na czteropunktowe prowadzenie, którego do samego końca nie dali już sobie wyrwać. Drugi set był niezwykle emocjonującym widowiskiem, w którym nie zabrakło kontrowersji sędziowskich. Kapitanowie obu drużyn co rusz chodzili pod czerwony słupek sędziego, by urządzić sobie wychowawczą pogawędkę. Ostatecznie, w końcówce nieco więcej szczęścia mieli gracze Range Soft, którzy po dobrej grze doprowadzili do wyrównania 1-1. Trzeci set rozpoczął się dla Range wybornie. Po dwóch asach serwisowych sypacza Range Soft było 2-0. Nakręcani własnym dopingiem gracze Range Soft nie zwalniali. Wynik 6-0. Mimo, że z czasem Letni się ‘ogarnął’ to nie był w stanie nadrobić przespanego początku odsłony. Koniec, finisz, finito. Na rewanż trzeba poczekać minimum do sezonu Jesień’21. Kto wie, może do trzech razy sztuka?
Craftvena – Dziki Wejherowo
Jako, że sezon jest dość długi, z czasem zaczynają pojawiać się pewne problemy. Problemem faworyzowanej drużyny z Wejherowa była absencja kilku graczy. Jako, że trzon drużyny stanowią studenci, jesteśmy w stanie zrozumieć, że niekiedy sesja okazuje się priorytetem. Tak było właśnie w czwartkowy wieczór. Drużyna w czerwono-czarnych strojach była zmuszona do tego, aby pierwszy set rozegrać w zaledwie pięciu graczy. Patrząc po grze lub suchym wyniku zdaje się, że na zawodnikach Filipa Stabulewskiego nie zrobiło to specjalnego wrażenia. Pierwszy set rozpoczął się od prowadzenia 3-0. Z czasem przewaga ta była sukcesywnie powiększana. Craftvena miała na przestrzeni meczu problem z przyjęciem, co było szczególnie widać pod koniec pierwszego seta, kiedy dwoma asami serwisowymi popisał się Jakub Korowicki, by po chwili w ten sam sposób seta zakończył lider drużyny – Adam Śliwiński. Drugi set nie był tak łatwym zadaniem jak pierwszy. Co ciekawe, od tej partii, drużyna Dzików grała już w komplecie. Do ekipy w trakcie meczu dołączył bowiem Jakub Knitter. Mimo, że w secie tym Dziki prowadziły już 15-10 to mieliśmy emocjonujący moment. Po kilku udanych akcjach Marka Zaborowskiego, Craftvena przegrywała zaledwie dwoma oczkami. Niestety dla nich, po chwili to rywale zdobyli dwa punkty i wygrali tę odsłonę. Trzeci set był wyrównany tylko na początku (6-6). Po kilku chwilach i ataku z lewego skrzydła Mateusza Stasiaka, Dziki odskoczyły na cztery punkty. To wystarczyło, aby spokojnie dowieźć wynik do końca i cieszyć się z trzech oczek.
Letni Gdańsk – Prometheus
Czwartkowy wieczór miał nam dać odpowiedź, w którym miejscu jest Letni Gdańsk. Rozumiecie, do czego pijemy. Dwie wygrane sprawiłyby, że ekipę w granatowych strojach można by wskazywać jako tę, która realnie może myśleć o podium rozgrywek. Dwie przegrane sprawiłyby, że plan ten można by sobie wybić z głowy. Chyba nie musimy pisać jak się wszystko potoczyło? Cóż, czwartkowy wieczór zaczął się dla ‘granatowych’ w sposób wymarzony. Drużyna zgarnęła komplet oczek w meczu z Prometheus i mogła myśleć o kolejnych ligowych wyzwaniach. Zanim do tego doszło, ‘Letnicy’ musieli się jednak dość mocno napocić. Szczególnie wyrównane były pierwsza i trzecia odsłona. W pierwszym secie drużyny zdobywały punkt za punkt do stanu 15-15. Od tego momentu gracze Michała Mysłka nieco podkręcili tempo i koniec końców wygrali seta do 18. Drugi set rozpoczął się od prowadzenia ‘Letników’ (4-0 oraz 7-3). Z czasem Prometheus zaczął gonić wynik i każdy atak, który przybliżał ich do rywali powodował rzadko spotykaną ekscytację, która bardzo ich nakręcała. Mimo, że Prometheus zdołał doprowadzić do wyrównania to z czasem zaczęli popełniać sporo błędów. Klasowej i doświadczonej drużynie nie pozostało w takim przypadku nic innego jak ‘dojechać’ swoich rywali. Wynik 21-14. Trzeci set zaczął się od wysokiego prowadzenia Letniego. Po asie serwisowym bardzo dobrze dysponowanego Michała Bilickiego było 11-3. Kiedy na tablicy wyników zobaczyliśmy już 15-5 nie wyobrażaliśmy sobie, że wydarzy się cokolwiek ciekawego. Zupełnie inaczej myśleli gracze Prometheus, którzy doprowadzili do stanu 20-20! Po takim rajdzie wydawało się, że Prometheus wywalczy jednego seta i mecz zakończy się podziałem punktów. O tym, że tak się nie stało zadecydowała między innymi sytuacja, która miała miejsce przy stanie 20-20. W skrócie – Cezary Brzeziński (Prometheus) oraz Mariusz Rewa (Letni Gdańsk) postanowili w końcówce meczu poodbijać sobie piłkę palcami. Czarek do Mariusza, Mariusz do Czarka. Ku zdziwieniu wszystkich osób obserwujących to zdarzenie, zabawę postanowił popsuć gracz Prometheus, przez co Letni miał piłkę meczową. Po chwili Letnicy dokończyli robotę i wygrali spotkanie 3-0.
Szach-Mat – Range Soft VT
Przed spotkaniem wiedzieliśmy o tym, że to Szach-Mat będzie faworytem starcia. Przyznamy, że po tym jak Range Soft zaprezentowało się na tle innego z faworytów do wygrania ligi – Dream Volley, nie spodziewaliśmy się, że spotkanie będzie aż tak wyrównane. Już początek meczu potwierdzał to, że Range Soft VT – ‘tanio skóry nie sprzeda’. W pierwszej odsłonie obie drużyny zaprezentowały siatkówkę na dobrym poziomie. Sam set w dość znaczący sposób odbiegał od innych spotkań drugoligowych. Obie drużyny popełniły w nim stosunkowo małą liczbę błędów własnych, co mogło się podobać publiczności zgromadzonej w hali treningowej. Końcówka pierwszego seta należała do drużyny Szach-Mat. Jeśli pierwsza odsłona była ciekawa to co powiedzieć o drugiej? Odsłonę tę zdecydowanie lepiej rozpoczęli zawodnicy Przemysława Lewandowskiego. Po chwili wydawało się, że w secie tym nie wydarzy się już nic ciekawego. Szach-Mat prowadził dużą liczbą punktów, co było spowodowane błędami własnymi Range Soft, których nie widzieliśmy chociażby w pierwszym secie. Mimo nieciekawego fragmentu, żółto-czarni kapitalnie sprawowali się w bloku, co finalnie pozwoliło na doskoczenie do swoich rywali. W końcówce wydawało się, że mimo nieciekawego początku i późniejszego come-backu, Range Soft zdoła wygrać tę partię. Ostatecznie, sztuka ta udała się ‘Szachistom’, którzy po emocjonującej walce na przewagi wygrali seta 24-22. Trzeci set, mimo że nie zawiódł to nie był w stanie nawiązać do emocji z drugiej partii. Finalnie odsłonę tę wygrali faworyci spotkania 21-17, a cały mecz 3-0. Plan na zawody został zatem wykonany w 100%.
Craftvena – DNV S*M*A*S*H
Po blisko trzytygodniowej przerwie na parkiety Siatkarskiej Ligi Trójmiasta wróciła drużyna Craftveny. Przyznamy Wam szczerze, że kilka godzin przed meczem nieco spanikowaliśmy i w popłochu zaczęliśmy wysyłać graczom Craftveny pytanie, czy aby na pewno wiedzą, że w czwartek rozegrają dwa mecze. Wszystko za sprawą tego, że od 31 maja z drużyną nie mieliśmy w zasadzie żadnego kontaktu. Ostatecznie Craftvena pojawiła się w hali treningowej i rozpoczęła mecz z DNV. Samo spotkanie rozpoczęło się, jak na faworytów przystało – od prowadzenia graczy w czarnych trykotach (9-6). Mimo takiego obrotu sprawy, po chwili to drużyna DNV zdobyła cztery punkty z rzędu, dzięki którym wyszli na prowadzenie. Z nieg, nie nacieszyli się jednak zbyt długo, bowiem od tego momentu do końca pierwszego seta to Craftvena dominowała i zasłużenie wygrała seta do 15. To, co najciekawsze w tym meczu, wydarzyło się jednak w drugiej odsłonie. Od spotkania minęło kilkanaście godzin, a wciąż zastanawiamy się, jak mogło do tego dojść. Dobrze grająca drużyna DNV prowadziła w tej partii już 19-13, czy 20-15. Mając tyle piłek setowych, gracze w białych koszulkach zaczęli popełniać błędy. Czas mijał, a ‘Rzemieślnicy’ konsekwentnie, i co najważniejsze unikając jakichkolwiek błędów, parli do przodu i tylko sobie znanym sposobem najpierw doprowadzili do wyrównania 20-20, by po chwili cieszyć się z wygranej seta. Ostatnia odsłona wyglądała już tak, jakby to, co najlepsze do zaoferowania mieli gracze DNV, pokazali właśnie w drugiej partii. W trzecim secie Craftvena nie dała rozwinąć skrzydeł swoim rywalom i dzięki wygranej seta do 10, sięgnęła po komplet oczek.
Bez Odbioru – Trójmiejska Strefa Szkód
Faworyt tego spotkania mógł być tylko jeden. Był nim oczywiście team – Bez Odbioru. Niby przed spotkaniem wydawało nam się, że mecz zakończy się wynikiem 3-0 dla drużyny Macieja Kota, natomiast wciąż pamiętaliśmy, że drużyna Bez Odbioru miewała gorsze początki meczów. Dodatkowo wiedzieliśmy, że Trójmiejska Strefa Szkód potrafi się postawić faworyzowanym przeciwnikom, jak miało to miejsce chociażby w meczu z Omidą Team. W czwartkowy wieczór zabrakło kilku wiodących zawodników po obu stronach siatki. Samo spotkanie rozpoczęło się zgodnie z oczekiwaniami – od kilkupunktowego prowadzenia obecnego wicelidera rozgrywek. Trójmiejska Strefa Szkód popełniała więcej błędów i można powiedzieć, że była o kilka procent gorsza w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. To przekuło się oczywiście na wynik pierwszego seta, w którym Bez Odbioru wygrał do 17. Jeszcze lepiej było w drugiej odsłonie. Bardzo dobrze w ataku sprawował się Michał Ryński, którego nad wyraz często uruchamiał rozgrywający Jakub Nowak. Wynik drugiego seta to 21-14. Przed trzecim setem nie mieliśmy złudzeń, że coś w tym meczu mogłoby się zmienić. Co ciekawe, na początku tej partii Trójmiejska Strefa Szkód po raz pierwszy objęła prowadzenie 1-0. Z wyniku tego zbyt długo się nie nacieszyli, bowiem po asie serwisowym Grzegorza Dymińskiego wszystko wróciło do normy. Ostatecznie, partia ta zakończyła się wynikiem 21-15, co dało drużynie Bez Odbioru trzy oczka. TSS z kolei po pięciu meczach znajduje się na szóstym miejscu, choć na plecach mogą czuć oddech zarówno AVOCADO jak i Speednetu.
AVOCADO friends – Tufi Team
Czwartkowy wieczór miał być nowym otwarciem dla drużyny AVOCADO. Po serii czterech porażek z rzędu wydawało się, że ‘Weganie’ w końcu zaskoczą. Wszak przegrywali z tymi samymi drużynami co Tufi Team. Dodatkowo, czy to z Volley czy z Bez Odbioru, przegrywali takim samym stosunkiem punktów 1-2. Jeśli nie można było zatem liczyć na to, że AVOCADO wygra spotkanie to z całą pewnością można było liczyć na to, że będą w stanie z Tuffikami nawiązać walkę. Czy tak było? Cóż… po spotkaniu jesteśmy bardzo rozczarowani. Owszem, w drużynie Tufi, po raz pierwszy w sezonie zobaczyliśmy dwóch zawodników, którzy bardzo dużo w SL3 osiągnęli. Mowa tu o Karolu Masiulu oraz Piotrze Adamczyku. Mimo tych ogromnych wzmocnień, ‘Weganie’ nie zaprezentowali się w meczu z dobrej strony. Niezłe były tylko fragmenty, jak pierwsza część pierwszego seta. To jednak zdecydowanie za mało na drużynę Mateusza Woźniaka. Kiedy gracze Arkadiusza Kozłowskiego zbliżali się do swoich przeciwników, natychmiast popełniali mnóstwo niewymuszonych błędów. Niezbyt dobrze funkcjonowało również przyjęcie. Żeby nie było zbyt ponuro to chcielibyśmy oznajmić, że potrafimy znaleźć pozytywy po stronie AVOCADO. Ich nowe stroje można spokojnie zaliczyć do ligowej czołówki. Z pewnością nie jest to powód do optymizmu dla ‘Wegan’. Mówiąc całkiem serio, obawiamy się o ich kondycje psychiczną. Całe szczęście – okazja do rehabilitacji przyjdzie niezwykle szybko. Jeśli chodzi o Tufi to ekipa w końcu może odetchnąć. Trzecia porażka z rzędu byłaby czymś absolutnie szokującym.