Nie ukrywamy, że przed spotkaniem towarzyszyły nam pewne obawy. Na niecałą godzinę przed rozpoczęciem meczu, Trójmiejska Strefa Szkód miała podanych zaledwie ośmiu graczy zgłoszonych do ligi i była to najwęższa kadra z całej pierwszoligowej stawki. Ostatecznie, nasze obawy zostały rozwiane i gracze TSS-u tłumnie stawili się na pierwszy mecz w sezonie. Ich rywalem była drużyna Tufi Team, z którą w trakcie historii występów w SL3 grali już trzykrotnie. Dwa z trzech spotkań zakończyły się porażką niebieskich w stosunku 0-3. Tym razem również nie byli faworytem. Tak, jak pisaliśmy w zapowiedzi, z drużyny w ostatnim czasie odszedł chociażby niekwestionowany lider i kapitan zespołu – Dominik Błoński. Z drugiej strony, w ekipie Tufi zabrakło wczoraj Piotra Adamczyka, Marcina Dylowicza, czy wreszcie nowego gracza Tufi – Karola Masiula. Sam mecz zaczął się lepiej dla drużyny Mateusza Woźniaka. Po świetnej zagrywce środkowego drużyny Tufi Team (Łukasza Arciszewskiego) było już 3-7. Po kilku błędach w ataku TSS wrócił do gry i wyrównał stan rywalizacji (10-10). Wyrównaną partię mieliśmy do stanu 17-17, ale końcówka należała do drużyny w żółtych koszulkach. Drugi set był jeszcze bardziej wyrównany od pierwszego. Podobnie jak wtedy, tym razem również decydująca była końcówka, w której więcej zimnej krwi zachowali gracze, którzy zajęli w poprzednim sezonie drugie miejsce. W ostatnim secie z TSS-u wyraźnie uszło już powietrze. Bez wątpienia przyczynił się do tego Piotr Watus, który rozgrywał kolejne kapitalne zawody w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta i był nie do powstrzymania. Ostatecznie, Tufi wygrywa ostatniego seta do 14 i zaczyna sezon w wymarzony dla siebie sposób.
Dzień: 2021-06-01
EviRent VT – Omida Team
Na taki mecz warto było czekać ponad pół roku. Po obu stronach siatki zabrakło tego wieczoru dwóch zawodników, którzy stanowili o sile swoich drużyn w poprzednim sezonie. Mowa tu o środkowych. Po stronie EviRent zabrakło Ariela Fijoła, którego zastąpili debiutujący w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta Kamil Szlejter oraz Konrad Przekadziński. Jeśli chodzi o środek drużyny Omidy to zabrakło kapitana drużyny – Konrada Gawrewicza i tu problem pojawił się nieco większy. Z konieczności na środku musiał zagrać Dmytro Moroziuk i choć nie był to jego pierwszy mecz na tej pozycji w rozgrywkach SL3 to jednak Dima najlepiej czuje się na przyjęciu. Dla obu drużyn mecz był bardzo istotny z psychologicznego punktu widzenia. Tajemnicą poliszynela, która pięciokrotnie zdążyła okrążyć świat jest to, że EviRent zamierzało wygrać wszystkie spotkania w lidze, nie tracąc przy tym seta. Pierwsza liga to jednak inna bajka i plan układany w głowie Radosława Koniecznego poszedł przysłowiowemu psu w dupę. Sam mecz zakończył się wygraną drużyny EviRent w stosunku 2-1, ale równie dobrze to obecni mistrzowie Siatkarskiej Ligi Trójmiasta mogli wygrać ten mecz. Od samego początku spotkanie było niezwykle wyrównane. Gracze obu drużyn nie szczędzili sobie złośliwości, w czym brylowali rzecz jasna Mateusz Chyl oraz Radosław Konieczny. ‘Nie chcą!’, ‘Pomyłka’, ‘graj na libero’, ‘nie ma prawego’ słychać było nawet na boisku numer trzy. Z czasem docinki wskoczyły na poziom na tyle wysoki, że zaczął on dorównywać poziomowi sportowemu spotkania. A ten, mimo, długiej przerwy w rozgrywkach, był naprawdę konkretny. O tym, że Piękni i Młodzi wygrali czternaste spotkanie z rzędu zadecydował drugi set, w którym po niezwykle emocjonującej końcówce w grze na przewagi, lepsi okazali się gracze EviRent. Mimo, że trzeci set zaczął się lepiej dla EviRent (prowadzili już 6-2), Omidzie udało się odrobić stratę. Bez wątpienia świetną pracę na zagrywce wykonał Łukasz Wiktorko, dzięki czemu Omida wyszła na kilkupunktowe prowadzenie i finalnie wygrała tę partię do 14. Na uwagę zasługuje również 5 bloków, zdobytych w meczu przez Jakuba Klimczaka, które w kluczowych momentach spotkania pozwoliły Omidzie złapać wiatr w żagle. Czego by nie mówić – nie możemy się doczekać rewanżu!
Zmieszani – Team Looz
Po zwycięstwie za komplet punktów odniesionym nad Wirtualną Polską, Zmieszani przystąpili do rywalizacji z drużyną Team Looz, dla której był to pierwszy mecz w sezonie Wiosna’21. Początek meczu zwiastował nam, że będzie to ciekawe widowisko. Team Looz podszedł do spotkania bez respektu przed drużyną, która do niedawna z powodzeniem rywalizowała na wyższym szczeblu rozgrywek. Tu, podobnie jak w meczu z Wirtualną Polską – Zmieszani musieli się naprawdę natrudzić, aby wygrać pierwszego seta. Partię tę oglądało się przyjemnie, gdyż obfitowała w długie wymiany i dobre obrony. W końcówce seta to drużyna Edyty Woźny wyszła na trzypunktowe prowadzenie i wygrała go 21-18. Po Zmieszanych widać było, że rozgrywają się z minuty na minutę, czego dowodem były dwie kolejne odsłony. Na początku seta to Team Looz miał co prawda przewagę (6-4), ale po chwili ich rywale włączyli drugi bieg i momentalnie wyszli na prowadzenie 12-7, by po chwili prowadzić już 18-10 i w konsekwencji – wygrać po chwili drugiego seta, a co za tym idzie całe spotkanie. W partii tej z bardzo dobrej strony pokazał się Marcin Gorlikowski. To było jednak preludium do tego, co pokazał w trzecim secie. To właśnie dla takich chwil ktoś kiedyś zdefiniował słowo ‘wszechstronny’. Zagrywka, atak, blok, obrona, asekuracja. Komplet. Finalnie drużyna Zmieszanych wygrała tę partię do 12, a my ponieważ nastawialiśmy się na ciekawy drugi i trzeci set, czujemy pewien zawód.
Niepokonani PKO Bank Polski – DNV S*M*A*S*H
Dla drużyny Niepokonanych PKO Bank Polski, mecz przeciwko DNV S*M*A*S*H był drugim w sezonie Wiosna’21. Po poniedziałkowej potyczce z drużyną Craftveny, gracze mogli czuć pewnego rodzaju rozczarowanie. Wszystko za sprawą porażki z ekipą, z którą jeszcze kilka miesięcy temu ‘Bankowcy’ potrafili wygrać. Okazja do rehabilitacji przyszła bardzo szybko, bowiem na drugi dzień. We wtorkowy wieczór drużyna miała się zmierzyć z jednym wielkim znakiem zapytania. Przypomnijmy, że DNV dokonało prawdziwej rewolucji kadrowej i w składzie drużyny mieli występować wyłącznie gracze, którzy pracują w firmie. W związku z taką liczbą znaków zapytania, postawa zespołu z ulicy Łużyckiej była jedną wielką niewiadomą. Z drugiej strony, z tyłu głowy mieliśmy to, że nadal jest to drużyna, dla której jest to piąty sezon w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Kwestia ta była decydująca przy wyborze faworyta, zarówno dla Redakcji, jak i ekspertów w postaci Maćka Kota czy Agnieszki Pasternak. Cóż, wielkimi krokami zbliżamy się do momentu, w którym należałoby oddać honor ekipie Niepokonanych. Postawa ‘Bankowców’ powinna być wzorem do naśladowania dla innych drużyn. Drużyna Joanny Drewczyńskiej pokazała, że żadne typy nie mają znaczenia w momencie, kiedy rozlegnie się gwizdek sędziego rozpoczynający mecz. Drużyna DNV nie była w stanie zatrzymać doskonałego Tomasza Remera, który poprowadził ją do wygranej meczu w stosunku 3-0. Żaden jednak zawodnik nie wygrałby spotkania w pojedynkę. Jego partnerzy również stanęli na wysokości zadania, czego dowodem był trzeci set, kiedy PKO Bank Polski był nie do zatrzymania. Co ciekawe, w trakcie tego seta mieliśmy moment, w którym drużyna Joanny Drewczyńskiej zdobyła 10 punktów z rzędu, co jest wynikiem bardzo rzadkim, nawet w trzeciej lidze.
Fedde Ogrodnictwo – Oliwa Team
Dla ‘Ogrodników’ mecz z Oliwą Team był drugim spotkaniem w sezonie Wiosna’21. Mimo zwycięstwa na inaugurację, odniesionym przeciwko drużynie Chilli Amigos w stosunku 3-0, pojawiło się kilka głosów, że ‘nie taki diabeł straszny’. Osoby te zwracały uwagę na fakt, że w drużynie można było dostrzec sporo mankamentów, które z silniejszą ekipą mogłyby sprawić, że Fedde pogubiłoby punkty. Na weryfikację tych słów nie trzeba było zbyt długo czekać. Mecz przeciwko Oliwie odbył się bowiem 24 godziny po wspomnianym wcześniej spotkaniu z ‘Papryczkami’. Początek meczu zwiastował coś zupełnie odwrotnego niż to, o czym pisaliśmy na początku tego podsumowania. ‘Ogrodnicy’ grali pewnie, skutecznie, mądrze i co najważniejsze – szybko zlokalizowali obszary w których problemy mieli ‘Oliwiacy’. Te, przynajmniej na początku były z przyjęciem. Kiedy jednak udało się to zrobić, drużyna popełniała błędy własne. Podsumowanie ostatnich zdań widzieliśmy na tablicy wyników, kiedy w połowie seta było 13-4 dla drużyny z Pępowa. Takiej przewagi nie dało się roztrwonić i Fedde po chwili cieszyło się z wygrania pierwszej partii. Podsumowując tę odsłonę można powiedzieć, że było to bardzo rozczarowujące doświadczenie. Jakby nie było, nastawialiśmy się na kawał meczycha. Na początku drugiego seta Oliwa dokonała zmiany libero. W tej roli zobaczyliśmy Rafała Artymiuka i trzeba przyznać, że ze swojego zadania wywiązał się naprawdę dobrze. Wyrównana gra miała miejsce do stanu 11-11. Po tym czasie Fedde podkręciło tempo i wygrało seta do 17. Wygranie dwóch pierwszych partii przyszło z taką łatwością, że wydawało się, że trzeci set będzie formalnością. Nie wiemy, co wydarzyło się w głowach graczy obu drużyn w przerwie pomiędzy drugim a trzecim setem, ale można było odnieść wrażenie, że drużyny zamieniły się koszulkami. Tym razem to Oliwa grała kapitalną odsłonę, a Fedde popełniało tyle błędów, że drużynie z mistrzowskimi aspiracjami to nie przystoi. Można wręcz rzec, że drużyna z Pępowa zabrała nas na lekcję pod tytułem – ‘jak nie przyjmować zagrywki Dawida Karpińskiego’. Podsumowując, podział punktów jest sprawiedliwym wynikiem. Obie drużyny zaprezentowały swoje dwa oblicza – jasne i ciemne.
Dream Volley – ACTIVNI Gdańsk
Na równoległych boiskach o godzinie 19:00 doszło do spotkań drugoligowych, w których trzecia i czwarta siła poprzedniego sezonu rywalizowała z teoretycznie – słabszymi od siebie rywalami. Przed meczem można było sądzić, że zarówno Dream Volley jak i BES-BLUM Nieloty stać na to, aby wygrać spotkania w stosunku 3-0. Nic bardziej mylnego. Obie faworyzowane ekipy straciły punkty. Stało się to w środkowych setach, które zakończyły się w dokładnie tym samym momencie. Zachowując jednak chronologię – pierwszy set od bardzo mocnego uderzenia zaczęli gracze Mateusza Dobrzyńskiego. Po jednym z ataków Romka Grzelaka, na tablicy wyników pojawił się wynik 8-2 dla Dream Volley. W tym momencie graczom obu drużyn przypomniał się prawdopodobnie mecz, do którego doszło 21 października 2020 r. Wtedy graczom ACTIVNYCH dwukrotnie nie udało się wyjść z 10 oczek. Na szczęście dla nich, po początkowym przestoju, gra drużyny zaczęła wyglądać zdecydowanie lepiej. Skuteczne akcje i mniejsza liczba błędów sprawiły, ze ACTIVNI zdołali zdobyć w tej partii szesnaście oczek. Druga odsłona w ich wykonaniu była jeszcze lepsza. Przez większość seta oglądaliśmy korespondencyjny pojedynek pomiędzy atakującymi obu drużyn (Kacper Wesołowski – Dream Volley oraz Daniel Gierszewski – ACTIVNI Gdańsk). W końcówce wyrównanej partii Dariusz Tomaszewski zakończył skutecznie atak z lewego skrzydła i jego drużyna (Dream Volley) prowadziła już 20-18. Po błędzie środkowego, punkt zdobyli jednak gracze Artura Kurkowskiego i mieliśmy grę na przewagi, którą wygrali ACTIVNI. Trzeci set to partia bez historii. Szybko wypracowana przewaga przez podrażnioną drużynę Dream Volley była konsekwentnie powiększana, efektem czego była wygrana tej partii do 8, a całego meczu 2-1.
Volley Gdańsk – AVOCADO friends
Na parkingu na długo przed rozpoczęciem spotkania Redakcja wdała się w dość zabawną wymianę zdań z trójką graczy Volley Gdańsk, oczekujących na swoje spotkanie. Gracze VG zaczęli podejrzewać, że fakt, że po raz pierwszy grają tak wcześnie oraz że ich mecz w ostatnim momencie przesunięto z boiska ‘centralnego’ na boisko numer trzy to postawiliśmy na nich grubą kreskę. Jeśli chodzi o samo spotkanie to już przed meczem wydawało nam się, że będzie to bardziej wymagający sprawdzian niż poniedziałkowe spotkanie ze Speednetem, które ‘Żółto-czarni’ wygrali gładko 3-0. Nie pomyliliśmy się, bowiem od samego początku ‘Weganie’ postawili twarde warunki i to oni prezentowali się lepiej. Na pochwałę zasługiwał przede wszystkim Paweł Puzykiewicz, którego nie szło najzwyczajniej w świecie zatrzymać. Mimo kilkupunktowej przewagi ‘Wegan’ – Volley Gdańsk zdołał wyrównać. Po dramatycznej końcówce seta i outowym ataku jednego z przyjmujących VG, Avocado, podobnie jak w poniedziałek, cieszyło się z wygranej pierwszej partii. W tym momencie zastanawialiśmy się, czy graczom Arkadiusza Kozłowskiego ‘wystarczy pary’ na kolejne odsłony. Niestety dla nich, od tego momentu Volley Gdańsk złapało drugi oddech i ich gra wyglądała już znacznie lepiej. ‘Weganie’ nawiązali co prawda walkę w drugiej odsłonie, natomiast trzeci set VG zagrał na naprawdę wysokim poziomie. To, że w trzeciej partii był dość wysoki wynik nie oznacza bynajmniej, że było nudno. Set ten obfitował w kontrowersje i kłótnie z sedzią. Po meczu, na przekór temu, o czym pisaliśmy w zapowiedzi, obie drużyny podziękowały sobie za grę i rozstały się w miłej atmosferze.