Dzień: 2020-10-19

Trójmiejska Strefa Szkód – PROtotype Volleyball

W zapowiedzi przedmeczowej kreśliliśmy różne scenariusze dla obu drużyn. Zastanawialiśmy się, czy Trójmiejska Strefa Szkód zdoła wygrać spotkanie za komplet punktów i włączy się do walki o strefę medalową. W przypadku PROtotype włączyliśmy z kolei kalkulatory. Napisaliśmy, że jeśli ‘Transformersi’ zdołają ugrać cztery oczka w meczach z TSS-em i Tufi Team to znajdą się w grupie mistrzowskiej. Cóż. 25 % planu wykonali w poniedziałkowy wieczór. Teraz należy dołożyć trzy oczka w meczu z Tufi, co jak doskonale wiemy – łatwym zadaniem nie będzie. Jeśli chodzi o mecz to uznaliśmy, że dość wyraźnym faworytem spotkania będzie ekipa TSS-u, która w ostatnim czasie prezentowała się naprawdę korzystnie. Niejako na potwierdzenie tych słów, gracze w niebieskich koszulkach zaczęli mecz z animuszem i w zasadzie od pierwszej do ostatniej piłki powiększali swoją przewagę. Podsumowując pierwszą partię w wykonaniu PROtotype moglibyśmy wrzucić jakiegoś mema z podpisem ‘żodyn się nie spodziewał’. To oczywiście nawiązanie do formy, którą zaprezentowali gracze Tomasza Nurzyńskiego w pierwszych odsłonach kilku ostatnich spotkań. To było typowe PROtotype Volleyball. Wiadomo było, że mecz zacznie się w drugim secie. I tak faktycznie było. W partii tej obie ekipy stworzyły wyrównane i zacięte widowisko. Po pierwszej fazie tego seta w drużynie TSS wystąpił chwilowy problem z przyjęciem. Chwila ta wystarczyła ich rywalom, aby odskoczyć na trzy punkty i doprowadzić do wyrównania rywalizacji (1-1). Trzeci set obfitował w duże emocje, niekoniecznie tylko te ‘sportowe’. No, może jeszcze chwila i byłyby to sporty, ale walki. To oczywiście z przymrużeniem oka. Set ten dostarczył nam sporo kontrowersji sędziowskich. Po jednej z nich czerwoną kartką ukarany został jeden z zawodników TSS-u. Działo się to w momencie, kiedy na tablicy wyników widniał remis 17-17 i zastanawialiśmy się, czy ta sytuacja nie sprawi, że mający kontrolę nad tą partią gracze TSS-u nie przegrają seta. Ostatecznie, mimo sporej nerwówki wygrali go do 19 i niezależnie od tego, co wydarzy się w innych spotkaniach, kończą rundę zasadniczą na czwartej pozycji.

Volley Gdańsk – Omida Team

Już w zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że jeśli Volley ma wygrać pięćdziesiąte spotkanie z rzędu to ich rywalem powinien być ktoś bardzo mocny. Runda zasadnicza ułożyła się w najlepszy możliwy dla tego scenariusza sposób. Ostatni mecz w fazie zasadniczej był zarazem pięćdziesiątym meczem w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta dla drużyny Volley Gdańsk. Dodatkowo, rywalem była ekipa wagi ciężkiej – wicemistrz poprzednich rozgrywek i drużyna, która w obecnym sezonie jeszcze nie przegrała – Omida Team. Już przed meczem było wiadomo, że czyjaś passa się skończy. Aby do tego nie dopuścić, obie ekipy stawiły się niemal w komplecie. Po stronie Omidy zobaczyliśmy np. Mateusza Szturmowskiego, którego w tym sezonie nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać. Sam mecz rozpoczął się lepiej dla obrońców tytułu – Volley Gdańsk. ‘Żółto-czarni’ dość szybko wypracowali sobie kilkupunktową przewagę i przyznamy, że przez chwilę pomyśleliśmy, iż będzie to nudne spotkanie. W każdym razie, pierwsza partia zakończyła się dość wysokim zwycięstwem Volley i wydawało się, że formalnością będzie wygrana w kolejnym spotkaniu. Drugi set zaprzeczył powyższym słowom dość błyskawicznie, bowiem Omida szybko wyszła na kilkupunktowe prowadzenie (6-1). Duża w tym zasługa wprowadzonych w końcówce pierwszego seta atakującego Mateusza Szturmowskiego oraz dawno niewidzianego w SL3 przyjmującego Łukasza Wiktorko. Po dwóch asach serwisowych tego drugiego Omida prowadziła już 13-6 i chyba tylko cud mógłby sprawić, że VG wygrałby tę partię. Cóż, cudu nie było, ale zaskoczenie i to ogromne – owszem. Omida dzięki świetnej grze wygrała tę partię do dziewięciu i była to najwyższa porażka w jednym secie w historii występów drużyny VG w SL3. O zwycięstwie w meczu musiał zadecydować trzeci set. W nim podrażniona ekipa Volley wyszła na prowadzenie (7-2). Po chwili, na zagrywce stanął jednak kapitan drużyny – Konrad Gawrewicz i dał swojej ekipie drugie życie, doprowadzając do wyrównania (7-7). Od tego momentu mieliśmy bardzo wyrównaną grę i w zasadzie tylko raz jedna z ekip zdołała wyjść na trzypunktowe prowadzenie (13-10 dla VG). Pod koniec ‘Żółto-czarni’ prowadzili już 18-16 i wydawało się, że za chwilę postawią kropkę nad ‘i’. Niestety dla nich to Omida zdobyła kolejne trzy oczka i po chwili jako pierwsza z drużyn w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta ograła ekipę Volley Gdańsk. Na koniec słówko pocieszenia dla drużyny Volley. Uważamy, że te 49 spotkań było osiągnięciem z kosmosu. Jesteśmy przekonani, że miną lata zanim ktokolwiek zdoła zbliżyć się do tego wyniku. Gracze w żółto-czarnych trykotach mogą chodzić z podniesionymi głowami. Tego, czego dokonali już nikt im nigdy nie odbierze. Podsumowując, dziś dowiedzieliśmy się, że finisz tego sezonu sprawi, że trójmiejscy kardiolodzy będą mieli masę roboty. Jeszcze nigdy obrona mistrzostwa nie była tak zagrożona.

Tufi Team – AVOCADO friends

Zwieńczeniem rywalizacji przeciwko drużynom z TOP3 dla AVOCADO friends była ekipa Tufi Team, dowodzona przez Mateusza Woźniaka. Już przed meczem było wiadomo, kto będzie faworytem tego starcia. ‘Tuffiki’ chciały wykorzystać fakt, że w trakcie ich meczu na równoległym boisku trwało spotkanie pomiędzy liderem a wiceliderem. Było bowiem oczywiste, że minimum jedna z ekip zgubi tam punkty, co sprawiło z kolei, że wygrana za komplet oczek zbliży ich do swoich rywali. Ze wszystkich trzech partii to pierwsza była najbardziej zacięta. Na początku tej odsłony sporo szkód drużynie Mateusza Woźniaka swoją zagrywką wyrządził Andrzej Masiak. W dalszej części tej partii trwała wyrównana walka. Po dwóch punktowych blokach z rzędu Patryka Okulewicza, na tablicy wyników widniał remis 18-18 i kwestia wygranej w tym secie była sprawą otwartą. Ostatecznie, o tym, że to Tufi Team wygrało, zadecydowały błędy własne ich przeciwników. Podsumowując tę partię trzeba powiedzieć, że wygrała drużyna, która finalnie popełniła tych błędów nieco mniej. Jesteśmy przekonani, że nawet drużyna, która wygrała tę partię doskonale wie, że nie był to najlepszy set w ich wykonaniu. Kto jednak za jakiś czas będzie o tym pamiętał? Ostatecznie liczy się to, co w tabeli, a po dwóch kolejnych wygranych odsłonach Tufi Team dołożyło do swojego dorobku trzy oczka. W drugim secie był moment, w którym wydawało się, że ‘Weganie’ zdołają doprowadzić do wyrównania. Po asie serwisowym Łukasza Czajkowskiego drużyna AVOCADO prowadziła już 14-11. Niestety dla nich, po tym nastąpił dość długi przestój, w czasie którego Tufi zdobyło dziesięć punktów przy zaledwie jednym ich rywali. Ostatni set to absolutna dominacja drużyny Mateusza Woźniaka. Już na początku, po kilku atakach najlepszego na parkiecie Piotra Adamczyka, Tufi uzyskało kilkupunktową przewagę, która z czasem tylko powiększali.

Speednet 2 – Team Looz

Nie sprawdziły się nasze słowa w zapowiedzi. Nie dość, że w spotkaniu w szeregach drużyny Team Looz zobaczyliśmy Bartłomieja Szcześniaka to w dodatku napisaliśmy, że ekipa ma jeszcze teoretycznie szansę na awans do grupy mistrzowskiej. Cóż, nie będziemy się przechwalać, że sami doszliśmy do takiej refleksji. Uwagę na to, że ekipa Looz nie ma już szans na grupę mistrzowską zwrócił nam jeden z trzecioligowych graczy. Po wnikliwszym przeanalizowaniu tabeli musimy mu przyznać rację, a Team Looz przeprosić za pomyłkę. Samo spotkanie lepiej rozpoczęli gracze Speednetu, którzy między innymi dzięki bardzo dobrej zagrywce Pawła Cieszyńskiego wyszli na prowadzenie. Z czasem wróciły demony przeszłości i ekipa popełniła kilka błędów własnych, które sprawiły, że roztrwonili oni wypracowaną przewagę. Dodatkowo, gracze w różowych koszulkach mieli również ogromne problemy z przyjęciem zagrywki Daniela Szultki, który zdobył aż cztery asy serwisowe z rzędu. Co tu dużo mówić – dyspozycja zaprezentowana w pierwszej partii nie mogła przełożyć się na lepszy wynik i to Team Looz cieszył się z wygranej pierwszego seta. Druga partia zaczęła się koszmarnie dla graczy Spednetu, którzy przegrywali już 1-6. Po chwili zdołali jednak się ‘ogarnąć’ i złapali dystans do swoich przeciwników. Ostatecznie, 2-3 punktowa przewaga drużyny Bartłomieja Szcześniaka była utrzymana przez dalszą część seta, co pozwoliło na wygranie tej partii do 18. Trzeci set był dla odmiany wyrównany już od początku. Z czasem to Speednet 2 włączył wyższy bieg, co pozwoliło im wyjść na prowadzenie (9-5). Po chwili uwypuklił się jednak największy mankament ‘Różowych’ – przyjęcie i po serii sześciu punktów z rzędu przeciwników, Speednet zmuszony był wziąć czas. Ostatecznie, po wyrównanej końcówce, kolejną partię i całe spotkanie wygrała ekipa Team Looz. Speednet, choć był blisko nie zdołał dołożyć kolejnego oczka.

DNV GL S*M*A*S*H – Range Soft VT

Drużyna Range Soft z powodu braków kadrowych przegrała spotkanie walkowerem. Wynik zawodów został zweryfikowany jako 3-0 (21-0; 21-0; 21-0) dla drużyny DNV GL S*M*A*S*H.

Zmieszani – BES-BLUM Nieloty

W związku z faktem, że mecz pomiędzy DNV GL S*M*A*S*H a Range Soft VT się nie odbył to mecz pomiędzy Zmieszanymi i Nielotami był jedynym wydarzeniem drugoligowym w poniedziałkowej serii gier. I to nie byle jakim! Było to spotkanie drużyn znajdujących się w górnych partiach tabeli. To, jak zaprezentowali się Zmieszani z innym faworytem do awansu – ekipą Dream Volley było wskazówką, że ‘tanio skóry nie sprzedadzą’. Rzeczywiście, już początek meczu pokazał, że Nieloty muszą wznieść się na wyżyny, aby wygrać to spotkanie. W pierwszym secie to Zmieszani dość niespodziewanie przejęli inicjatywę. To, co kulało po stronie drużyny BES-BLUM to w szczególności przyjęcie. Liczba asów serwisowych może tego nie pokazuje, ale ile nabiegał się w pierwszym secie Michał Falkiewicz wie chyba tylko on. Pierwszy set to była rzeź. Wynik tego naprawdę nie odzwierciedla. W trakcie tej partii różnica punktowa była już naprawdę wysoka (14-5 czy 19-10). Ostatecznie, drużyna Mateusza Bone pod koniec seta podreperowała trochę swój dorobek, ale nie zmienia to faktu, że w pierwszym secie byli zaledwie tłem dla świetnie dysponowanych graczy Edyty Woźny. To, co wydarzyło się w drugim secie, mając wciąż na uwadze tego pierwszego – wymyka się spoza jakichkolwiek, nawet najbardziej parszywych norm ludzkich wyobrażeń. Co tu dużo mówić, w secie tym nie znaleźliśmy nawet pół elementu, w którym Zmieszani byliby lepsi od swoich rywali. Zagrywka, rozegranie, przyjęcie, wykończenie. Komplet. Masakracja. Trzeci set był z kolei najbardziej wyrównany w meczu. Do momentu, kiedy na tablicy pojawił się wynik 16-16 byliśmy przygotowani na emocjonującą końcówkę. Niestety (dla widowiska) punkty zdobywała już tylko jedna drużyna i siódma wygrana Nielotów w sezonie Jesień’20 stała się faktem.